Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pielęgnacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pielęgnacja. Pokaż wszystkie posty

10:42

Kiehl's Midnight Recovery Concentrate

Kiehl's Midnight Recovery Concentrate
Jaki jest dobry czas na zapoznanie się z produktem na tyle by podzielić się o nim opinią? Z pewnością w przypadku kolorówki potrzeba mniej czasu niż z pielęgnacją. Półtora roku zajęło mi zebranie myśli. To tyle samo czasu ile daje Kiehl's na zużycie swojego Midnight Recovery Concentrate i tyle samo na ile mi produkt wystarczył przy dość regularnym stosowaniu.



Gdy półtorej roku temu wróciłam z trzytygodniowych wakacji na Dominikanie, wiedziałam, że muszę odwdzięczyć się mojej skórze. Tak na prawdę, to słoneczko spaliło mnie tam zbyt mocno, nawet mimo używania wysokich filtrów. Po powrocie od razu pobiegłam po serum Kiehl's, o którym wszędzie w siedzi pisano peany pochwalne. Jego cena była wysoka, jednak to nie miało żadnego znaczenia, a teraz patrząc w perspektywy czasu uważam, że ze względu na wydajność jest uzasadniona i wcale nie aż tak przerażająca, biorąc pod uwagę, że ja do tej pory żaden kosmetyk pielęgnacyjny nie starczył mi na aż tak długo. I owszem, używałam go regularnie, według potrzeb, ale nie codziennie. Stosowany codziennie nie miał bowiem aż tak dobrego działania. Myślę, że w jego przypadku, podobnie ja i innych ser kluczowym jest ich odpowiednie stosowanie, ale nie nadużywanie.

Raz mnie zachwycał, raz nie robił nic. Właśnie, a zachwycał gdy był używany codziennie kilka dni pod rząd w chwilach pogorszenia cery, jej kapryśnych okresów. Lub raz na kilka dni, gdy chciałam podarować jej coś więcej by utrzymywać ją w świetnym stanie. Faktycznie pomógł mi ze zwalczeniem suchości mojej skóry, z wygładzeniem jej, nadaniem blasku  i ogólną poprawą jej stanu. U mnie najlepiej się sprawdza stosowany w wieczornej pielęgnacji pod krem, aczkolwiek w dni kiedy czułam, że jednak krem to za dużo, a jednak skóra wymaga czegoś pielęgnacyjnego stosowałam go też solo.



Jego aplikacja jest przyjemna, jest trochę tłusty, bo to przecież olejek, ale tłustość po czasie zanika, nie lepi się nie powoduje, że wszystko przykleja się do twarzy. Do tego obłędnie pachnie i ładnie się prezentuje w łazience. Lubię tak odcień granatu i kontrastowy nadruk. Myślę, że za jakiś czas chętnie wrócę, ale po 1,5 roku jednak potrzebuję sięgnąć po coś innego by wprowadzić odmianę.

12:00

Too Cool For School Pumpkin Sleeping Pack

Too Cool For School Pumpkin Sleeping Pack
Too Cool For School skusiła mnie jakiś czas temu maską w płachcie. I była to pierwsza maska, która mi się bardzo spodobała. Odczarowała trochę nazwę, która wydaje mi się bardziej skierowana do nastolatek niż kobiet. Postanowiłam więc sięgnąć też po inne produkty marki. Skoro maska w płachcie była taka dobra, a ja jednak wole klasyczny format, postanowiłam dać też szansę Pumpkin Sleeping Pack. Bo która z nas nie chce minimalnym wysiłkiem sprawić, że następnego dnia rano popijając kawę uzna, że dziś obudziła się piękniejsza?



Producent obiecuje, że podczas snu maska będzie bardzo mocno pracowała- zrobi nam peeling i jeszcze nawilży i odżywi. Czyż to nie brzmi pięknie? Do tego dorzuca wygładzenie i zmiękczenie skóry, to tak gdyby jeszcze ktoś nie był przekonany. Ah, ugasi jeszcze pragnienie 'nawet najbardziej spragnionej skóry'. Chyba dobrze, że ten opis przeczytałam już po zakupie, bo inaczej wykupiłabym cały zapas w lokalnej Sephorze! ;)

Moja skóra jest sucha, to fakt, ale obecnie tego po niej nie widać. Po pierwszym nałożeniu maski poczułam, że moja skóra szybciutko go wypiła, w niektórych miejscach zrobiła się troszeczkę zaczerwieniona i dość sucha. Następnego ranka jednak nie cieszyłam się z mojego wyglądu. W sumie, to jednak obudziłam się brzydsza ;) Ale nie zraziło mnie to do maski, bo moja skóra często tak właśnie reaguje na wprowadzenie do mojej pielęgnacji peelingów enzymatycznych. Dałam jej szansę  jeszcze kilkukrotnie. I w moim przypadku, nawilżenie jest zbyt słabe. Kiedy więc sięgam po maskę, nie rezygnuję z dobrze nawilżającego kremu. Wtedy faktycznie budzę się ładniejsza. Skóra jest bardziej gładka, napięta i świetlista.

Maskę zużyję, albo powrotu nie będzie. Ale z drugiej strony zakupu też nie żałuję. Lubisz całonocne maski?


11:32

Evree Revita Perilla Age Defying Oil

Evree Revita Perilla Age Defying Oil
Co jakiś czas na blogach ukazują się peany pochwalne odnośnie kosmetyków marki Evree. Mają w głowie tylko nazwę marki, ale żadnej konkretnej recenzji sięgnęłam po liftingujący olejek do twarzy i szyi. Bo ja olejki bardzo lubię. Dobra, przyznaję, w ten lifting to nie wierzyłam, ale spodobało mi się opakowanie i gotowa mieszanka.



Opakowanie jest dość praktyczne. Dzięki pipecie faktycznie aplikuje się go ostrożnie, co przekłada się na jego wydajność. Szczerze mówiąc myślałam, że już nigdy go nie zużyję. Miałam go przez kilka miesięcy, więc miał okazję się wykazać w różnych warunkach. Na mojej suchej skórze używany podczas mrozów dawał mi wrażenie bariery ochronnej pod podkładem, do tego skóra miała więcej blasku. Jednak ważne jest by nie aplikować go zbyt wiele. Podobnie z wieczorną pielęgnacją. W tym przypadku mniej znaczy więcej, bo olejek się bardzo ciężko wchłania i należy do tych cięższych jednak. 



Myślę, że to przyjemny produkt. Działa tak jak inne olejki, czyli odpowiednio stosowane jednak pomaga suchej skórze przywrócić blask i zmiękcza. Liftingu nie robi. W moim przypadku, nie spodobał mi się w nim zapach. Był męczący i chętnie bym jeszcze kiedyś do niego wróciła, ale jednak w innej wersji zapachowej. 

Co myślisz o Evree?

11:00

L'Oreal, Skin Expert, Maska czysta glinka detoksykująco-rozświetlająca

L'Oreal, Skin Expert, Maska czysta glinka detoksykująco-rozświetlająca
O mojej słabości do maseczek wie już chyba ażdy czytelnik bloga. Uwielbiam w środku tygodnia robić sobie małe, domowe SPA. Obowiązkowo z maseczką. Jednak przyznaję, że często, w zależności od potrzeb mojej skóry, sięgam po nie nawet kilka razy w tygodniu. Używam kilku naprzemienie w zależności od potrzeb. Kiedyś kochałam się w glinkach- przed każdym nałożeniem pieczołowicie mieszałam je z wodą, hydrolatem lub olejkami. Jednak teraz przeważnie nie mam na to czasu i sięgam po gotowe rozwiązania, tak było też i tym razem. Kupiłam maskę L'oreal jako nowość, bez zbytniego przekonania i...



i polubiłam na tyle, że będę do niej wracać. I choć zazwyczaj stawiać muszę na nawilżanie mojej skóry, dobrze jej robi właśnie oczyszczanie glinkami. Kaolin zaś, który jest też w składzie opisywanej na blogu maski Lush Rosy Cheek doskonale łagodzi wszelkie podrażnienia. Skóra po użyciu maski jest oczyszczona, rozświetlona,  uspokojna i pełna blasku. Czyli otrzymuję wszystko, czego poszukuję w produktach tego typu.



Do  całości dodam fakt, że jest szalenie wygodna w użytkowaniu. Szybko odkręcamy słoiczek, nakładamy jak krem, można w czasie tych kilku minut zrobić wiele innych rzeczy by na końcu ją spłukać. Z raji tego, że nigdy nie pozwalam glinkom zaschnąć, nie mam problemu też z jej zmyciem.
Do tego jest wydajna, mi wystarczyła na o wiele więcej niż 10 aplikacji.



A Ty, jak często sięgasz po maseczki?


08:35

Sephora Ultra nourishing shower cream,Super odżywczy krem pod prysznic, 50% kremu nawilżającego

Sephora Ultra nourishing shower cream,Super odżywczy krem pod prysznic, 50% kremu nawilżającego
Kiedyś stroniłam od marek własnych drogerii czy innych sklepów. Myślałam, że są gorsze. To był błąd. Wiele produktów pod szyldem Sephory podbija moją kosmetyczkę, a także trafia na listę przebojów. Czy super odżywczy (jak to twierdzi producent) odżywczy krem pod prysznic również spełnił moje oczekiwania?



Po pierwsze, mam słabość do mydeł, żeli pod prysznic, pianek... do wszystkiego co może dobrze spełnić swoją rolę, a także wnieść do niej coś więcej- zapach, ciekawą konsystencję. Jako włascicielkę suchej skóry cieszy mnie też fakt, iż te produkty coraz częściej nie tylko myją, ale również nawilżają. Sephora skusiła mnie promocją i chyba marketingowcy dobrze to przemyśleli. Kupiłam i będę kupować. Dlaczego?


Lekki krem bardzo dobrze rozprowadza się na skórze, myje, odświeża i pozostawia skórę gładką i miękką. Faktycznie jestem w stanie potwierdzić, iż daje wrażenie nawilżenia. Spodobał mi się na tyle, że zaczęłam go używać wraz z Luną Foreo do mycia twarzy. Do tego zapach jest delikatny, kosmetyczny. Idealny do suchej skóry, a także dla osób, które zimą nie cierpią smarowania się balsamem tylko szybko pędzą do łóżka. A także jako produkt, kóry zabierzemy ze sobą na wakacje, gdy skóra wymęczona słońcem i słoną/chlorowaną  wodą potrzebuje specjalnej troski.

Produkt dorzucam nie tylko do wakacyjnej kosmetyczki, ale także do codziennej. 

09:49

O tym jak pojechałam z Anwen na wakacje. SummerProtect, Mgiełka do włosów z filtrami UV

O tym jak pojechałam z Anwen na wakacje. SummerProtect, Mgiełka do włosów z filtrami UV
Pojechałam z Anwen na wakacje. Szczerze mówiąc długo zastanawiałam się czy ją zabrać. Wiesz, martwiłam się czy się dogadamy, czy będzie nam ze sobą dobrze i czy warto jej odstąpić trochę miejsca w bagażu. Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana- odwiedziła mnie więc najpierw w domu by jednak się trochę poznać przed wyjazdem. Opowiem więc dziś jak na było razem zarówno w mieście jak i na plaży i basenie. Ciekawi?



Gdy tylko do mnie doleciała, trochę się zdenerwowłam. Troszeczkę się zmoczyła w podróży, ale ubytek nie był duży. Później namocnowałam się z pierwszym użyciem. Myślałam, że jest popsuta, ponieważ źle się rozpylała. Mój bład, trzeba było się dokładniej przyjrzeć zabezpieczeniu by ocenić, że źle ustawiłam spryskiwacz. Do końca naszej wspólnej podróży już nie marudziłam i nawet zastanawiałam się czy nie zostawić sobie buteleczki, właśnie ze względu na sprey. Lekka mgiełka, idealnie rozproszona. Niestety nie często się to widzi w innych opakowaniach tego typu.

W warunkach miejskich trzeba nakładać ją ostrożnie. Leciutko rozproszyć mgiełkę i w nią wejść lub spryskać dłonie i w ten sposób stopniować nałożenie produktu. Inaczej może włosy usztywnić i miejscami zbyt mocno przetłuścić.



Inaczej sprawa wygląda na wakacjach. Lekką i zgrabną buteleczkę zabierałam wszędzie- na basen, plażę, statek a także na safari. Odpuściłam olejowanie włosów na ten czas, bo taki był zamysł kupując ten produkt. Kupił mnie właśnie olejami w składzie.

Co do jego działania, czułam że robie dobrze. A lekka mgiełka o miłym dla nosa zapachu (chwalonym nawet przez osoby okupujące sąsiednie leżaki) była czymś miłym w użyciu.
Miły produkt o dobrym działaniu- po moich włosach nie widać oznak urlopu (chociaż one zazwyczaj wracają z niego w dobrym stanie).

Myślę, że jeszcze kiedyś zaproszę ja do mnie, możne znów pojedziey razem na wakacje. Jedynie muszę uważać by jej nie nadużywać. Znasz Anwen?

10:15

Australian Gold SPF 30 Spray Gel Sunscreen with Instant Bronzer. Kosmetyk idealny!

Australian Gold SPF 30 Spray Gel Sunscreen with Instant Bronzer. Kosmetyk idealny!
Ochrona przeciwłoneczna jest ważna. Zwłaszcza gdy wiemy, że podczas urlopu będziemy się przez jakiś czas wylegiwać na słońcu i odpoczywać. Dobre kosmetyki do i po opalaniu to dla mnie podstawa. Aczkolwiek słońce w każdym miejscu na świecie opala inaczej, z inna intensywnością. Przygotowując się na tegoroczny urlop próbowałam znaleźć trochę informacji o opalaniu w Kenii, jednak internet nie był łaskawy. Jednakże w oko mi wpadły kosmetyki Australian Gold. Zaryzykowałam i tak właśnie znalazłam mój kosmetyk idealny. Już wiem, że ma on mocną pozycję w mojej letniej kosmetyczce. Drodzy Państwo, oto hymn pochwalny na jego cześć.



Zapewne wielu z was zadało sobie pytanie dlaczego postawiłam na aż tak niski filtr jeżeli chodzi o Afrykę. Miałam ze sobą też suchy olejek biodermy 50+ jednakże już po pierwszym dniu wiedziałam, że słońce nie jest aż tak mocne i mogę zejść na niższy filtr. Zdecydownie na Dominikanie potrzebowałam wyższej ochrony niż na kenijskim wybrzeżu. Szybko więc przeszłam do stosowania Australian Gold. 

Zaczęło się od sympatii. Produkt jest w sprayu i ma bardzo lekką kosystencję. Wystarczy się poprsykać, rozsmarować na ciale i można śmiało założyć ubrania bez żadnych obaw o ich zniszczenie. Produkt na ciele jest niewyczuwalny. Skóra jest gładka, błyszcząca, ale nie jest tłusta. Do tego zapach nie jest typowy dla produktów przeciwsłonecznych. jest miły i owocowy. Ale nie przytłaczający. 

A teraz uwaga, pierwszy raz w życiu nie czułam żadnych, ale to absolutnie żadnych dolegliwości po opalaniu. Nie swędziała mnie skóra, nie bolała, nie była nawet czerwona (jedynie w miejscu gdzie nie rozprowadziłam preparatu). Moja opalenizna budowała się stopniowo, a skóra była na tyle w dobrym stanie, że śmiało mogłam używać dość mocnego peelingu. Wróciłam pięknie opalona. Sam odcień opalenizny też mi się podoba, jest naturalny (choć ściemniałam o kilka tonów), złoty i wyraźny. 

Produkt stosowałam też na twarz. I tu też się świetnie spisał. A do tego nie pogoryszł stanu mojej skóry. 

A i plusem jest, że nie widać go na zdjęciach, a jak pewnie cześć z was wie, często kosmetyki przeciwsłoneczne strasnie bielą skóre i fatalnie wychodzą na zdjęciach. 

To jest mój kosmetyk idealny. A marka kupiła moje serce. A jaki jest wasz idealny kosmetyk w tej kategorii? Znacie Australian Gold?


11:42

Podopharm, Krem do stóp z lipidami

Podopharm, Krem do stóp z lipidami
Jakiś czas temu opisałam swoją pielęgnację problematycznych sto <Jak dbać o stopy-klik> . Wspomniałam wtedy, że od jakiegoś czasu chętnie sięgam po produkty marki Podpopharm, polecone przez Hexxanę <jej recenzje tutaj>. Po jej pozytywnej recenzji nie czekałam długo, szybko złożyłam zamówienie by jak najszybciej przekonać się, czy i ja będę pisać mu pieśni pochwalne. I moi drodzy, oto post, ktory będzie całkowicie pozytywny!



Trochę ryzykowałam zamawiając od razy 500 ml kremu, ale to był dobry wybór. Opakowanie jest estetyczne i nie rzucza się w oczy. Dzięki temu, że nie muszę pamiętać o wyciąganiu go z szafki, sięgam po nieg nawet po porannym prysznicu, gdy każda minuta jest na wagę złota. A i sam krem, dzięki temu że wchłania się błyskawicznie sprawił, że to chyba pierwszy krem, po który sięgam z przyjemnością i to nie tylko podczas wieczornej pielęgnacj.
Do tego dochodzi zapach- nie ma nic wspólnego z innymi produktami do stóp- żadnych mięt, żadych mocnych zapachów, lawend. I o to chodzi, jest neutralny!


Sama pielęgnacja zajmuję chwilę i jest przyjemna (co jest dość unikalne w pilęgnacji stóp), ale za to działa! I to jak! Stpy są gładkie, dobrze nwilżone i ukojone. Miękkie. Skóra o wiele wolniej się rogowaci i podrażnienia się szybciej goją.

Dla mnie ideał. Jak tylko skończy mi się opakowanie od razu zamówię następne. Chociaż ze względu na wydajność nie musze się tym martwić. Używam go już od 4 miesięcy i jeszcze daleko do denka! Polecam całym sercem! Na samo zakończenie dodam, żekrem ten jest polecany dla diabetyków.

13:34

Indigo Femme Fatale krem do rak

Indigo Femme Fatale krem do rak
Indigo skradło moje serce jeżeli mowa o lakierach hybrydowych. Ich wykończenie oraz kolory trafiają w mój gust tak bardzo, że najęchętniej miałabym je prawie wszystkie. Postanowiałam więc dać też szansę ich pielęgnacji. w ten oto sposób skusiłam się na krem do rąk Femme Fatale.




Bardzo spodobało mi się opakowanie, ponieważ jest zgrabne. Może jednak naklejke bym zmieniła, ale nie ma co marudzić. Z racji jego niewielkich gabarytów i foremności jest świetnym produktem do torebki. Małe i dyskretne, które w każdej chwilii można użyć. Do tego z pompką!

Krem bardzo instensywnie i specyficznie pachnie. Może być to jego zaletą jak i wadą, w zależności od tego, czy zapach przypadnie do gustu. Wchłania się równie błyskawicznie. W zasadzie już po nałożeniu go można dotkać komputera czy dokumentów bez obawy o ślady. Jednakże sam krem nie robi wiele. Wchałania się tak szybko, że znów ma się ochotę pokremować ręce, bo nie są one wystarczająco nawilżone.

Niestety, ale nie wrócę do niego. Nie nazwałabym go kremem do rąk, a raczej perfumami do rąk w kremie. Moja sucha skóra potrzebuje o wiele więcej. Kolejnym minsuem bbyło to, że widzę jak dużo produktu zostało w opakowaniu, ale nie da się już go używać. Jestem na nie.

Znacie kremy Indigo? Może inne warianty działają lepiej?

15:22

Rituals Yogi Flow Foaming Shower Gel

Rituals Yogi Flow Foaming Shower Gel
Ostatnio zarówno o kosmetykach marki Rituals jak o żelach pod prysznic w piankach głośno. I choć do marki podchodziłam z duża rezerwą, tak pianki do mycia mnie kusiły. I powiem wam, że choć w sklepie rituals byłam wielokrotnie, nigdy nic tam nie kupiłam. Dopiero promocja na zestaw w Discover Ayurveda przekonała mnie do zakupu. Tak więc zapach był dla mnie absolutną ciekawostką. Szczerze mówiąc, zazwyczaj od zakupów w sklepie tej marki zniechęcały mnie zapachy, żaden nie był 'mój'. Czy szaleństwo wyprzedaży było opłacalne?



Po pierwsze zaskoczyło mnie opakownie- solidne w pięknym odcieniu czerwieni. Do tego nie zabierające dużo miejsca pod prysznicem. Początkowo myślałam, że po tygodniu się skończy, jednak bardzo miło się zaskoczyłam, bo żel był bardzo wydajny. Już mała ilość wystarczyła by dać ogrom gęstej, ale zarazem delikatnej piany. Może to głupio zabrzmi, ale ta piana była taka luksusowa. Żaden drogeryjny żel nie dawał aż tak przyjemnej piany. Za każdym razem doceniałam jej jakość. Do tego jego zapach określiłabym tez jako przyjemny zarówno dla kobiet jak i mężczyzn- odpręzający, ale nie rozleniwiający. Uwielbiałam po niego sięgać zarówno rano jak i wieczorem.

Na fali zachwytu formą, kupiłam kilka pianek marki Balea, jednakże to już nie jest to samo. Nie ta jakość. Nie taka przyjemna forma piany. No cóż, wiem że będę do niej wracać, zwłaszcza, że słyszę w domu 'tamta pianka była taka fajna, szkoda że już jej nie ma', więc zachwyciła nie tylko mnie. Myślę, że jest cudownym umilaczem codziennej higieny.

12:02

Clarins Creme Eclat du Jour [Daily Energizer Cream], Krem energetyzujący na dzień

Clarins Creme Eclat du Jour [Daily Energizer Cream], Krem energetyzujący na dzień
Mam czasami tak, że jakaś marka, którą nawet znam od dawna, chodzi mi po głowie. I chodzi na tyle skutecznie, że zazwyczaj kończy się to pewnego rodzaju romansem. Z początku jest przyjemnie, zaczynam się przywiązywać, brnę w to dalej powiększając kolekcję do czasu aż się sparzę lub marka się znudzi. Jak prawdziwy romans. Z początkiem tego roku miałam tak z NARS i Clarins. I o tym ostatnim dziś chciałabym opowiedzieć trochę więcej.



Romans zaczął się pewnego zimowego poranka. Sobota rano, pusta Sephora i dużo produktów otagowanych czerownymi naklejkami. No cóż, wiedziałam, że lubię kupować kosmetyki w zestawie, że niektóre miniaturki bywają urocze i że to chyba ten czas byśmy się z marką trochę zbliżyli do siebie. Błyszczyk, miniaturowa maskara i pełnowymiarowy krem wróciły ze mną do domu. Dziś jednak skupię się na tym ostatnim- kremie energetyzującym. Przyznam się też szczerze, że jego nazwa przemówiła do mnie skutecznie- byłam w tym czasie przepracowana, wymęczona i marzyłam by chociaż trochę to ukryć. By jednak mimo wszystko wyglądać promienie. 



Nie, nie powiem, że jest to cudotwórca i od razu macie biec do sklepu tudzież opróżniać magazyny sklepów internetowych. Ale lubię go. Lubię go szczerze i będę wracać. Będę wracać bo przyniósł mojej suchej skórze ukojenie, bo jej widok nie budził wyrzutów sumienia. Cera była dobrze nawilżona (a mam suchą), brdziej promienna i gładka. Świetnie sprawdzał się pod makijażem. Całość uprzyjemniał energetyzujący zapach. 

Przyznaję, że w pewnym momencie zauważyłam i jakoś szybciej zaczęło go ubywać. No cóż, złodziejaszek postanowił, iż krem ma być u nas w domu częstym gościem. I tak też się stanie. 

Też przeżywasz takie romanse? Jaka marka ostatnio u Ciebie króluje? 

19:00

Lush Rosy Cheeks

Lush Rosy Cheeks
Wiecie, maseczki to podstawa mojej pielęgnacji. Opowiadałam Wam, że już jako kilkuletnie dziecko chciałam ich używać. Ah ta glinka nałożona w cichej tajemnicy przed wszystkimi w wieku kilku lat ;) wtedy trochę mnie popiekła, a dziś glinki kocham szczerą, kosmetyczną miłością. I mam nawet taką jedną, do której wciąż wracam. I dziś chcę Wam powiedzieć o niej kilka słów. Moi Drodzy- oto Rosy Cheek od Lush. Już chyba stały gość mojej łazienki. Mój mały sekret i wybawca.



Uwielbiam to jak przyjemna jest moja skóra po jej uzyciu- gładka, czysta i w idealnej kondycji. Wszystkie podrażnienia znikają jak za dotknięcem magicznej różdżki. Wszystkie zaczerwienienia są złagodzone.  Do tego jej różany zapach jest idealie wyważony- ani za cięzki, ani zbyt mocny.


Ja wiem, że maski można robić samemu, zmieszać glinkę z wodą różaną i tak też kiedyś robiłam. Teraz jednak doceniam wygodne i szybkie rozwiązania. Nic nie trzeba mieszać, maska a zawsze idealną konsystencję, świetnie się nakłada.



Polecam!


12:35

Lush T'eo

Lush T'eo
Jakiś czas temu zaprezentowałam wam pierwszy z dezodorantów Lush Aromaco <link tutaj> już wtedy zaznaczyłam, że opowiem wam o drugim gagatku tej firmy, który polubiłam bardziej. I dziś nadszedł ten dzień.


Pierwsza różnica jest w konsystencji. Jest to natyerspirant w twardej kostce, która mimo wszystko dobrze rozprowadza produkt tam gdzie trzeba. Chociaż i tu trzeba być uważnym. Najlepiej rozprowadzać produkt zaraz po umyciu i osuszeniu skóry. By nie była ona ani zbyt mokra, ani zbyt sucha.

Dla ozdoby producent dodał suszone kwiatki. Owszem, ładnie to wygląda, ale jest bardzo nie praktyczne. Polecam zaraz po zakupie pozbyć się ich i cieszyć się gładką kostką.

Bardzo polubiłam jego zapach. Mieszanka cytryn i olejku herbacianego pachnie bardzo ładnie i świeżo. Co doceniam w tego typu produtach.

Soda ma za zadanie wchłaniać pot (a nie blokować) i neutralizować jego zapach. I działanie było dobre, choć nie używałam go w bardzo upalnie czy aktywniejsze dni.

Produkt zdobył moją sympatię, był szalenie wydajny, jednak chyba wolę mieć pewność świeżości zawsze, więc raczej już do niego nie wrócę. Aczkolwiek uważam, że dla osób szukających bardziej naturalnych produktów  tej kategorii, niż te sprzedawane w drogeriach, jest o produkt godny polecenia.

10:24

Jak dbać o stopy?

Jak dbać o stopy?
Uwielbiam chodzić boso. Kapcie, skarpety to moja zmora. Gdy tylko mogę chodzę boso. Może jest to też spowodowane tym, iż moje stopy są bardzo wrażliwe. Czasami nawet myślę, że mam na skórze ślady prawie wszystkich moich butów. Mam z nimi problem w zasadzie od lat. Czasami tak jest- widzisz zadbaną kobietę, w pięknej sukience, ze świetną torebką, paznokcie i makijaż jak po wyjściu od kosmetyczki. Wzrok idzie w dol a tam tragedia! Stopy jak u słonia. Przez całe lata szukałam sposobu by nie być jedną z takich kobiet. By nie rujnować ogólnego wrażenia tym 'małym' szczegółem.  Doskonale wiem jakie to trudne by znaleźć coś co w końcu zadziała. Nie lubię recenzji kremów do stóp, które wychwalają je pod niebiosa, a jak się na końcu okazuje osoba pisząca recenzję w zasadzie nie ma z nimi problemów. Jeżeli więc szukasz czegoś co w końcu Ci może pomóc, gdy wydaje Ci się, że próbowałaś już wszystkiego, zapraszam dalej.




Myślę, że przełomem w mojej pielęgnacji stóp był zakup elektrycznego pilnika. W końcu po raz pierwszy przekonałam się, że i ja mogę mieć stopy jak z reklamy. I to bez zamykania się w łazience z tarką (choć miałam dobrą, marki Scholl), to efekt bardziej czułam w rozrastających się mięśniach ręki niż w długotrwałej poprawie kondycji stóp. Chciałam kupić elektryczną tarkę Scholl, jednak wpadł mi w oko tańszy zamiennik Fushwoll w Rossmanie. A że nie do końca wierzyłam w jego skuteczność, wybór by prosty- nie chciałam przepłacać. I nigdy tego wyboru nie żałowałam. I powiem wam, że gdy tylko mój staruszek skończył swój żywot specjalnie urządziłam wyprawę do Rossmana (bo tego nie ma w kraju, w którym mieszkam), by kupić następny. Tym razem wybór padł na wersję ładowaną. Myślę, że powinnam przyszykować wpis na ich temat, podobnie jak na temat rolek do nich. Bo zdecydowanie warto porównać oba, tak samo jak i opisać różne gradacje.


Jednak nie samym ścieraniem człowiek żyje. Stopy trzeba nawilżać, regenerować i ratować zbolałą otarciami skórę. W sierpniu 2012 podzieliłam się z wami moim odkryciem. I do dziś tak samo, o ile nie mocniej, uwielbiam maść marki Gehwol <link do starego wpisu z 2012 roku!>. Mam go zawsze w swojej łazience i nie ma wyjazdu, na który go nie zabrałam. Nic tak dobrze nie ratuje mnie, gdy moje stopy przegrają starcie z butami czy też wysuszą się na wiór. I tu waża uwaga, to musi być maść tej firmy, nie krem. Krem nie daje aż tak dobrych efektów.

Kilka miesięcy temu Hexxana skusiła mnie produktami polskiej marki Podopharm. Złożyłam dość spore zamówienie i już teraz muszę przyznać, że będę je ponawiać. Z pewnością produkty te nie wypchnęły maści Gehwol z mojej łazienki, ale bardzo mi służą w codziennej pielęgnacji.


Od czasu do czasu stopy smaruję masłem kakaowym lub maścią z witaminą A.

I oprócz noszenia dobrych i wygodnych butów, więcej sekretów nie mam. Sumienna i regularna pielęgnacja, połączona ze ścieraniem dobrym pilnikiem elektrycznym zdziałała u mnie cuda. Nic innego, żadne inne produkty nie sprawiły, że moje stopy aż tak dobrze.


09:21

Burt's Bees Hand Salve, maść do suchych i szorstkich dłoni

Burt's Bees Hand Salve, maść do suchych i szorstkich dłoni
Szorstkie i suche dłonie z pewnością nie są dobrą wizytówką. Nawet najpiękniejszy manicure nie jest w stanie ich wybronić. Z pewnością, o skórę trzeba dbać, ale to właśnie nasze ręce są najczęściej narażone na działanie detergenów, częste mycie i drobne skaleczenia. Czasem zwykły krem już nie wystarcza. A gdy przychodzi taki czas dla mnie sięgam po cięższą broń- maść do suchych i szorstkich dłoni Burt's Bees. Produkt kultowy i co ciekawe, w 100% naturalny. Jeżeli zaś problem masz tylko ze skórkami, polecam zapoznanie się z masełkim do skórek zrecenzowanym tutaj klik.
Opowieść rozpocznę od opakowania. Ponieważ jest ono dość pancerne i broni dostępu do tych dobroci natury, które mają nam pomóc. Owszem jest ładne, odporne na zniszcznia (metalowa puszka), ale jego otwarcie czasami bywa uciążliwe. Puszka się zasysa i trzeba użyć siły by ją otworzyć. Do tego najepiej jest mieć bardzo suche dłonie. 

Gdy już dostaniesz się do zawartości puszki możesz zostać powalona przez zapach. Bardzo intensywny, ziołowy. Można się do niego przyzwyczaić a nawet polubić. 
Ale żadna z wyrzej wspomnianych cech nie jest kluczowa. Należy sobie zadać tutaj pytanie czy natura- olejki eteryczne, zioła i wosk pszczeli są w stanie sie uporać z bardzo suchą skórą. Owszem, są. Mam zasadę by wszystkie kremy i balsamy używa tylko na mokrą skórę. Tak też robiłam w tym przypadku. Maść jak to maść jest tłusta i zostawia warstwę. Więc jak dla mnie to produkt do użycia na noc lub jako pewnego rodzaju maska na dłonie. taka, która działa bardzo dobrze. Nawilża, regenruję i przynosi ukojenie. Do tego świetnie działa na skórki.
Jestem zadowolona, aczkolwiek jest to podukt, po który sięgam w kryzysowych sytuacjach.

Podsumowując, jeżeli masz zadbane dłonie i obiektywnie mówiąc, nie są one w opłakanym stanie- odpuść sobie ten produkt, bo nie jest on dla Ciebie. Rozczarujesz się. Jednak jeżeli już nie wiesz po co sięgać i najchętniej smarowałabyś ręce oliwą- to jest właśnie to czego szukasz. 

10:18

Tony Moly Appletox, Smooth Massage Peeling Cream (Krem intensywnie peelingująco - masujący)

Tony Moly Appletox, Smooth Massage Peeling Cream (Krem intensywnie peelingująco - masujący)
Tak, tak, wiem. Azjatycka pielęgnacja jest modna. No cóż, ja chyba jestem odporna na milion kroków pielęgnacji i różne wynalazki. Pielęgnacje wybieram instynktownie. Ale pewnego razu w Sephorze przyszła chęć by zmierzyć się z legendą. Tony Moly, peeling enzymatyczny, pieśni pochwalne na blogach, cudowne opakowanie i promocyjna cena całego zestawu sprawiły, że nie zastanawiałam się nad zakupem, lecz błyskawicznie dołożyłam kolejny produkt do koszyczka. W domu przyszła pora na zachwyty nad infantylnym opakowaniem i pierwsze testy. Po pierwszych były następne, aż dobiłam dna (tzn. Produkt się skończył, nie że ja się stoczyłam). I o tych wrażeniach chciałabym wam dziś opowiedzieć.

12:31

ALVERDE Anti-Aging Q10 krem na noc z jagodami goji

ALVERDE Anti-Aging Q10 krem na noc z jagodami goji
Jako posiadaczka suchej cery, lubię ją mieć świetlistą. Nieustannie walczę o jej prawidłowe nawilżenie, a dobry krem to podstawa. Jednakże w mojej pielęgnacji nie lubię monotonii. Krem alverde sam wskoczył do mojego koszyka. Nie skusiły mnie modne jagody goji, ani obietnica anti-aging. I gdy zabierałam się za pierwsze użycie, nie miałam wobec niego żadnych większych oczekiwań. Dałam mu szansę. Tak zwyczajnie. Bez wyczekiwania na spełnienie obietnic producenta, których nawet nie przeczytałam. Jaki był efekt?


12:20

Burt'sBees, Lemon Butter Cuticle Creme

Burt'sBees, Lemon Butter Cuticle Creme
Dziś nadeszła pora na kolejne kosmetyczne wspomnienie. Kosmetyk, o którym dawniej bylo głośno, a teraz nastała cisza. Czy masełko do skórek But's Bees było tylko chwilową modą? A może jednak jest to kosmetyk wart polecenia i posiadania? Po prawie 2 latach z tym kosmetykiem myślę, że jestem w stanie dopatrzyć się wszelkich zalet i wad. A gdy pierwsze zachwyty opadły spojrzeć na niego bardziej obiektywnie. Ciekawi? Zapraszam do dalszej lektury postu.

14:05

Lush Aromaco

Lush Aromaco
To będzie post z dystansem. Z dystansem dość długim, ponieważ Aromaco kupiłam w grudniu 2014 i jego końcówka trafiła do kosza już jakiś czas temu. Jednak myślę, że jest to produkt warty poświęcenia jednego posta na blogu. Z powodu wielkiej miłości do kolejnego produktu Lush, a może by uednak pokazać, że jednak nie jestem ślepo zaślepiona marką. Ciekawi? To zapraszam do dalszej części wpisu.   

16:52

Lush Charity Pot

Lush Charity Pot
Lush, jedna z moich ulubionych firm. Odkrywam ją od lat. Mam swoich stałych ulubieńców, ale od czasu do czasu sięgam też po coś nowego. Tym sposobem skusiłam się na maleńkie opakowanie balsamu Charity Pot. Czy wszedł on do grona ulubieńców? 


Copyright © 2016 wszystko co mnie zachwyca , Blogger