10:15

Australian Gold SPF 30 Spray Gel Sunscreen with Instant Bronzer. Kosmetyk idealny!

Australian Gold SPF 30 Spray Gel Sunscreen with Instant Bronzer. Kosmetyk idealny!
Ochrona przeciwłoneczna jest ważna. Zwłaszcza gdy wiemy, że podczas urlopu będziemy się przez jakiś czas wylegiwać na słońcu i odpoczywać. Dobre kosmetyki do i po opalaniu to dla mnie podstawa. Aczkolwiek słońce w każdym miejscu na świecie opala inaczej, z inna intensywnością. Przygotowując się na tegoroczny urlop próbowałam znaleźć trochę informacji o opalaniu w Kenii, jednak internet nie był łaskawy. Jednakże w oko mi wpadły kosmetyki Australian Gold. Zaryzykowałam i tak właśnie znalazłam mój kosmetyk idealny. Już wiem, że ma on mocną pozycję w mojej letniej kosmetyczce. Drodzy Państwo, oto hymn pochwalny na jego cześć.



Zapewne wielu z was zadało sobie pytanie dlaczego postawiłam na aż tak niski filtr jeżeli chodzi o Afrykę. Miałam ze sobą też suchy olejek biodermy 50+ jednakże już po pierwszym dniu wiedziałam, że słońce nie jest aż tak mocne i mogę zejść na niższy filtr. Zdecydownie na Dominikanie potrzebowałam wyższej ochrony niż na kenijskim wybrzeżu. Szybko więc przeszłam do stosowania Australian Gold. 

Zaczęło się od sympatii. Produkt jest w sprayu i ma bardzo lekką kosystencję. Wystarczy się poprsykać, rozsmarować na ciale i można śmiało założyć ubrania bez żadnych obaw o ich zniszczenie. Produkt na ciele jest niewyczuwalny. Skóra jest gładka, błyszcząca, ale nie jest tłusta. Do tego zapach nie jest typowy dla produktów przeciwsłonecznych. jest miły i owocowy. Ale nie przytłaczający. 

A teraz uwaga, pierwszy raz w życiu nie czułam żadnych, ale to absolutnie żadnych dolegliwości po opalaniu. Nie swędziała mnie skóra, nie bolała, nie była nawet czerwona (jedynie w miejscu gdzie nie rozprowadziłam preparatu). Moja opalenizna budowała się stopniowo, a skóra była na tyle w dobrym stanie, że śmiało mogłam używać dość mocnego peelingu. Wróciłam pięknie opalona. Sam odcień opalenizny też mi się podoba, jest naturalny (choć ściemniałam o kilka tonów), złoty i wyraźny. 

Produkt stosowałam też na twarz. I tu też się świetnie spisał. A do tego nie pogoryszł stanu mojej skóry. 

A i plusem jest, że nie widać go na zdjęciach, a jak pewnie cześć z was wie, często kosmetyki przeciwsłoneczne strasnie bielą skóre i fatalnie wychodzą na zdjęciach. 

To jest mój kosmetyk idealny. A marka kupiła moje serce. A jaki jest wasz idealny kosmetyk w tej kategorii? Znacie Australian Gold?


11:42

Podopharm, Krem do stóp z lipidami

Podopharm, Krem do stóp z lipidami
Jakiś czas temu opisałam swoją pielęgnację problematycznych sto <Jak dbać o stopy-klik> . Wspomniałam wtedy, że od jakiegoś czasu chętnie sięgam po produkty marki Podpopharm, polecone przez Hexxanę <jej recenzje tutaj>. Po jej pozytywnej recenzji nie czekałam długo, szybko złożyłam zamówienie by jak najszybciej przekonać się, czy i ja będę pisać mu pieśni pochwalne. I moi drodzy, oto post, ktory będzie całkowicie pozytywny!



Trochę ryzykowałam zamawiając od razy 500 ml kremu, ale to był dobry wybór. Opakowanie jest estetyczne i nie rzucza się w oczy. Dzięki temu, że nie muszę pamiętać o wyciąganiu go z szafki, sięgam po nieg nawet po porannym prysznicu, gdy każda minuta jest na wagę złota. A i sam krem, dzięki temu że wchłania się błyskawicznie sprawił, że to chyba pierwszy krem, po który sięgam z przyjemnością i to nie tylko podczas wieczornej pielęgnacj.
Do tego dochodzi zapach- nie ma nic wspólnego z innymi produktami do stóp- żadnych mięt, żadych mocnych zapachów, lawend. I o to chodzi, jest neutralny!


Sama pielęgnacja zajmuję chwilę i jest przyjemna (co jest dość unikalne w pilęgnacji stóp), ale za to działa! I to jak! Stpy są gładkie, dobrze nwilżone i ukojone. Miękkie. Skóra o wiele wolniej się rogowaci i podrażnienia się szybciej goją.

Dla mnie ideał. Jak tylko skończy mi się opakowanie od razu zamówię następne. Chociaż ze względu na wydajność nie musze się tym martwić. Używam go już od 4 miesięcy i jeszcze daleko do denka! Polecam całym sercem! Na samo zakończenie dodam, żekrem ten jest polecany dla diabetyków.

13:34

Indigo Femme Fatale krem do rak

Indigo Femme Fatale krem do rak
Indigo skradło moje serce jeżeli mowa o lakierach hybrydowych. Ich wykończenie oraz kolory trafiają w mój gust tak bardzo, że najęchętniej miałabym je prawie wszystkie. Postanowiałam więc dać też szansę ich pielęgnacji. w ten oto sposób skusiłam się na krem do rąk Femme Fatale.




Bardzo spodobało mi się opakowanie, ponieważ jest zgrabne. Może jednak naklejke bym zmieniła, ale nie ma co marudzić. Z racji jego niewielkich gabarytów i foremności jest świetnym produktem do torebki. Małe i dyskretne, które w każdej chwilii można użyć. Do tego z pompką!

Krem bardzo instensywnie i specyficznie pachnie. Może być to jego zaletą jak i wadą, w zależności od tego, czy zapach przypadnie do gustu. Wchłania się równie błyskawicznie. W zasadzie już po nałożeniu go można dotkać komputera czy dokumentów bez obawy o ślady. Jednakże sam krem nie robi wiele. Wchałania się tak szybko, że znów ma się ochotę pokremować ręce, bo nie są one wystarczająco nawilżone.

Niestety, ale nie wrócę do niego. Nie nazwałabym go kremem do rąk, a raczej perfumami do rąk w kremie. Moja sucha skóra potrzebuje o wiele więcej. Kolejnym minsuem bbyło to, że widzę jak dużo produktu zostało w opakowaniu, ale nie da się już go używać. Jestem na nie.

Znacie kremy Indigo? Może inne warianty działają lepiej?

15:22

Rituals Yogi Flow Foaming Shower Gel

Rituals Yogi Flow Foaming Shower Gel
Ostatnio zarówno o kosmetykach marki Rituals jak o żelach pod prysznic w piankach głośno. I choć do marki podchodziłam z duża rezerwą, tak pianki do mycia mnie kusiły. I powiem wam, że choć w sklepie rituals byłam wielokrotnie, nigdy nic tam nie kupiłam. Dopiero promocja na zestaw w Discover Ayurveda przekonała mnie do zakupu. Tak więc zapach był dla mnie absolutną ciekawostką. Szczerze mówiąc, zazwyczaj od zakupów w sklepie tej marki zniechęcały mnie zapachy, żaden nie był 'mój'. Czy szaleństwo wyprzedaży było opłacalne?



Po pierwsze zaskoczyło mnie opakownie- solidne w pięknym odcieniu czerwieni. Do tego nie zabierające dużo miejsca pod prysznicem. Początkowo myślałam, że po tygodniu się skończy, jednak bardzo miło się zaskoczyłam, bo żel był bardzo wydajny. Już mała ilość wystarczyła by dać ogrom gęstej, ale zarazem delikatnej piany. Może to głupio zabrzmi, ale ta piana była taka luksusowa. Żaden drogeryjny żel nie dawał aż tak przyjemnej piany. Za każdym razem doceniałam jej jakość. Do tego jego zapach określiłabym tez jako przyjemny zarówno dla kobiet jak i mężczyzn- odpręzający, ale nie rozleniwiający. Uwielbiałam po niego sięgać zarówno rano jak i wieczorem.

Na fali zachwytu formą, kupiłam kilka pianek marki Balea, jednakże to już nie jest to samo. Nie ta jakość. Nie taka przyjemna forma piany. No cóż, wiem że będę do niej wracać, zwłaszcza, że słyszę w domu 'tamta pianka była taka fajna, szkoda że już jej nie ma', więc zachwyciła nie tylko mnie. Myślę, że jest cudownym umilaczem codziennej higieny.

12:02

Clarins Creme Eclat du Jour [Daily Energizer Cream], Krem energetyzujący na dzień

Clarins Creme Eclat du Jour [Daily Energizer Cream], Krem energetyzujący na dzień
Mam czasami tak, że jakaś marka, którą nawet znam od dawna, chodzi mi po głowie. I chodzi na tyle skutecznie, że zazwyczaj kończy się to pewnego rodzaju romansem. Z początku jest przyjemnie, zaczynam się przywiązywać, brnę w to dalej powiększając kolekcję do czasu aż się sparzę lub marka się znudzi. Jak prawdziwy romans. Z początkiem tego roku miałam tak z NARS i Clarins. I o tym ostatnim dziś chciałabym opowiedzieć trochę więcej.



Romans zaczął się pewnego zimowego poranka. Sobota rano, pusta Sephora i dużo produktów otagowanych czerownymi naklejkami. No cóż, wiedziałam, że lubię kupować kosmetyki w zestawie, że niektóre miniaturki bywają urocze i że to chyba ten czas byśmy się z marką trochę zbliżyli do siebie. Błyszczyk, miniaturowa maskara i pełnowymiarowy krem wróciły ze mną do domu. Dziś jednak skupię się na tym ostatnim- kremie energetyzującym. Przyznam się też szczerze, że jego nazwa przemówiła do mnie skutecznie- byłam w tym czasie przepracowana, wymęczona i marzyłam by chociaż trochę to ukryć. By jednak mimo wszystko wyglądać promienie. 



Nie, nie powiem, że jest to cudotwórca i od razu macie biec do sklepu tudzież opróżniać magazyny sklepów internetowych. Ale lubię go. Lubię go szczerze i będę wracać. Będę wracać bo przyniósł mojej suchej skórze ukojenie, bo jej widok nie budził wyrzutów sumienia. Cera była dobrze nawilżona (a mam suchą), brdziej promienna i gładka. Świetnie sprawdzał się pod makijażem. Całość uprzyjemniał energetyzujący zapach. 

Przyznaję, że w pewnym momencie zauważyłam i jakoś szybciej zaczęło go ubywać. No cóż, złodziejaszek postanowił, iż krem ma być u nas w domu częstym gościem. I tak też się stanie. 

Też przeżywasz takie romanse? Jaka marka ostatnio u Ciebie króluje? 
Copyright © 2016 wszystko co mnie zachwyca , Blogger