21:52

Yankee Candle, Q3 2013, Salted Carmel

Yankee Candle, Q3 2013, Salted Carmel
   Karmel niejedno ma imię. Dla niektórych to karmelizowany cukier. Po zastygnięciu twardy jak lizak, słodki. Dla innych to kajmak- doskonały do ciast (zwłaszcza z kruchym maślanym spodem). O, jeszcze krówki można tu przywołać. Dość karmelowe. Albo meksykańskie słodycze, gdzie słodycz przeplata się z ostrością i kwaśną przyprawą. A ja dziś mam skojarzenia z amerykańskimi cukierkami toffi. Miękkimi, słodkimi ale z nutą burbonu. Właśnie takim zapachem uraczył mnie Salted Carmel. Soli, podkreślającej słodycz nie wyczuwam, jest za to burbon, który przełamuje słodycz. Zapach jest intensywny, dobrze rozchodzący się po pomieszczeniu, otulający.


   Jednak gdybym pisała tę recenzję jeszcze kilka tygodni temu wyglądałaby ona całkiem inaczej. Skarżyłabym się na to, że zapach mnie obezwładnił, rzucił na podłogę i sprawił iż zaczęłam szukać tlenu. Wszędobylska słodycz w cieplejsze dni nie przypadła mi do gustu (opisując to delikatnymi słowami). Jednak w zimny wieczór, odpalona na dużej powierzchni spodobała mi się. 

23:34

Yves Rocher, Collection Cacao, Krem do rąk Czekolada i Pistacja

Yves Rocher, Collection Cacao, Krem do rąk Czekolada i Pistacja
   Czekoladę uwielbiam. Mleczną, gorzką, z nadzieniem, białą. Do serca wzięłam sobie słowa taty, który kiedyś mi powiedział, że w każdym kraju należy spróbować piwa, jakie serwują i właśnie ich czekolady. Tak właśnie robię. Z Hiszpanią kojarzy mi się wiele smakołyków, jednym z nich jest gorąca czekolada podawana z churros. Z krajem tym kojarzy mi się także Yves Rocher, bo to właśnie tam pierwszy raz kupiłam ich produkty (owocowe mgiełki do ciała, z których najbardziej upodobałam sobie kokosową). Teraz, po kilku latach od pierwszego zderzenia z marką Yves Rocher, firma przyszykowała mi podróż w czasie. Kremując ręce przenoszę się kilka lat wstecz i wspominam świąteczne kramy wystawione na placu w Madrycie i kupowaną tam gorącą czekoladę.


   Zamiast churros dostaję do niej pistacje. Solone i jeszcze w skorupce. Doskonałe połączenie smaków (tfu! zapachów!). Każda kucharka wie, że to właśnie sól najlepiej podkreśla słodycz. Jest słodko, ale nie mdląco. Relaksująco.


Krem noszę w torebce- jednak najbardziej lubię używać go przed snem lub w pracy. To takie moje 30 sekund dla samej siebie, czas na zebranie myśli i powrócenie do swoich zadań. Krem wchłania się na tyle szybko, że po szybkim wmasowaniu go mogę powrócić do pisania na klawiaturze czy przewracania kartek papieru, bez obaw, że pozostawię tłuste ślady.


   Czy poza ładnym zapachem ma także inne właściwości? Tak, oprócz perfumowania rąk pozostawia je gładkie. Gładkość ta utrzymuje się do 2 może 3 myć rąk. Dogłębnego nawilżenia nie ma. Co nie zmienia faktu, że to fajny umilacz dnia. Dobry do stosowania na dzień, gdy na noc kładziemy coś mocniejszego lub gdy nie mamy wymagającej skóry dłoni.

15:16

Moje zdobycze (Rossman, Hebe i TkMaxx)

Moje zdobycze (Rossman, Hebe i TkMaxx)
   Paskudny tydzień, weekend tylko dla samej siebie i 40% zniżki w drogeriach wróżyły tylko jedno- zakupy. Nie miałam konkretnej listy, bo w zasadzie nic nie potrzebowałam. Nastawiona byłam na walkę z dzikimi tłumami, jednak w Krakowskim M1 o godzinie 10 rano tłumów nie było. Mogłam swobodnie popatrzeć na szafy, poprosić miłą panią z obsługi o wyciągnięcie z szuflad kosmetyków, które chciałam kupić.

   Zdecydowałam się na tusz L'oreal False Lash Wings, który od dawna chciałam wypróbować, bo lubię tusze tej firmy, do tego nabyłam kolejną pomadkę z serii Caresse. Podczas poprzedniej promocji w Rossmanie kupiłam dwa inne odcienie z tej serii i na tyle mnie zachwyciły, że kupiłam następną- 300 Juliet (a pewnie z czasem dokupię jeszcze inne kolory). Do koszyka wpadła też pomadka Maybelline 220 Lust for Blush. Bardzo spodobała mi się jej lekka konsystencja i naturalny odcień różu, doskonały do pracy. Mam też słabość do pomarańczowych pomadek, jednakże aby dobrze je nałożyć trzeba mieć czas. Z tego powodu chwyciłam kolejną pomadkę Maybelline- 440 Orange Attitiude, ją dam radę nałożyć także w biegu. Do koszyka wpadła także i świeczka, tym razem Glade- o zapachu drzewa sandałowego i wanilli. Zobaczymy czy spełni moje wymagania. W Hebe kupiłam pomadki Baby Lips w wersji hydrate i intensne (patrząc na skład mam wątpliwości czy czymś oprócz opakowania będą się różnić).

   Powędrowałam także do TkMaxx, gdzie trafiłam na dwie przecenione świece WoodWick. Bardzo lubię świece tej firmy (tak, tak- nie tylko Yankee ukradło moje serce), dzięki temu nie tylko dają zapach, ale także i dźwięk.

   A wy co upolowałyście? A może przechodzicie koło takich promocji obojętnie?

22:49

Yves Rocher, Collection Cacao, Mleczko do ciała Czekolada & Malina

Yves Rocher, Collection Cacao, Mleczko do ciała Czekolada & Malina
   Maliny nie kojarzą mi się z zimą. No chyba, że sok malinowy domowej roboty, po który sięgam gdy łapie mnie przeziębienie. Jednak muszę przyznać, że gdy tylko robi się zimniej, częściej mam ochotę na coś słodkiego, zwłaszcza na czekoladę. A skoro już jesteśmy przy słodkich tematach pora na prezentację malinowo-czekoladowego balsamu do ciała Yves Rocher.


   Delikatnie różowe opakowanie zawiera balsam o dość lekkiej konsystencji. Bardzo szybko się wchłania w moją suchą skórę dzięki czemu mogę używać go także rano, gdy każda minuta jest na wagę złota. Nawilżenie określiłabym jako dobre, ale nie rewelacyjne. Jest to raczej balsam do potrzymania nawilżenia.


   Jednak najbardziej lubię ten balsam za zapach. Jak dla mnie jest to guma Mamba zagryziona połową kostki dobrej, gorzkiej czekolady. Ewentualnie samo nadzienie czekolady, gdzie delikatny malinowy zapach przeplata się ze wspomnieniem malinowego okrycia. Zapach na skórze utrzymuje się kilka godzin, a na ubraniach dobę. Muszę przyznać, że jest uzależniający i uwielbiam czuć go zasypiając.


   Spodobał mi się. Może nie nazwę go produktem roku, ale skutecznie ukoił moje pragnienia posiadania malinowego balsamu. Tylko znów mi żal, że to edycja limitowana. Lubicie zapach malin?

00:01

Yves Rocher, Collection Cacao, Musujący żel pod prysznic z drobinkami Czekolada & Pomarańcza

Yves Rocher, Collection Cacao, Musujący żel pod prysznic z drobinkami Czekolada & Pomarańcza
   Od razu rzuciła mi się w oczy. Pozostała zawartość przesyłki nie miała znaczenia. Patrzyłam się na nią jak zahipnotyzowana. Wyciągnęłam ku niej dłonie, dotknęłam. Już wtedy wiedziałam, że się polubimy. Wyciągnęłam dłonie ku światłu i zauroczona wpatrywałam się w grę świateł.. Pękata kulka, z brązowym korkiem. Przezroczysta, dzięki czemu wpatrywałam się w nią jak sroka. A może raczej jak mała dziewczynka? Tak, zdecydowanie jak mała dziewczynka. Od razu do głowy przyszło mi wspomnienie mikołajek dwadzieścia lat temu. Tamtego dnia otrzymałam różowy woreczek, gdy go otworzyłam- zobaczyłam zestaw kosmetyków dla dziewczynek. Byłam wtedy taka szczęśliwa i podekscytowana! Patrzyłam więc na tę kulkę i wspominałam dzieciństwo. Mały drobiazg a tyle wrażeń! Od razu pomyślałam, że gdybym ponownie była tą małą dziewczynką i w różowym woreczku znalazła ten żel- byłabym równie zachwycona.

 
   Przydługi wstęp odnosił się już do wyglądu tego żelu. Opakowanie w kształcie świątecznej bombki zawiera pomarańczowy żel z milionem brokatowych drobinek. Wygląda tak pięknie, że od razu staje się ozdobą łazienki. Ale przecież żel nie służy do podziwiania a do używania. Czy nadal tak zachwyca? 


   Wszystko zaczyna się w momencie odkręcenia brązowego koreczka. Czuję delicje, pomarańczowe. Wylewam żel na dłoń i mam ochotę go polizać. Zapach jest bardzo realny, z doskonale wyważonymi proporcjami między pomarańczową galaretką, biszkoptem a cienką (bardzo!) warstewką czekolady. Rozprowadzam żel po ciele, widzę migoczące drobinki i chciałabym, aby tak już zostało. Abym pachniała delicjami i miała na sobie mikro drobinki brokatu. 

   Niestety, każdą ucztę trzeba zakończyć. Odkręcam więc kran i spłukuję ciało. Po brokacie nie ma śladu zarówno na moim ciele jak i na wannie. Zapach pozostaje ze mną jednak jeszcze kilka minut i znika. Paczka ciasteczek się skończyła. Nie jestem zawiedziona, jednak już tęsknię za następnym myciem.


   Na koniec dodam trochę opisu technicznego: żel jest gęsty, wydajny. Nie pieni się, ale dobrze rozprowadza, myje i spłukuje. Nie przesusza skóry, ale tez jej nie nawilża. Jednak nie oczekuję po żelu nawilżenia. Jestem zachwycona tym żelem. Chciałabym, aby wszedł do oferty Yves Rocher na zawsze. Wiem, ze kupię jeszcze kilka sztuk i za każdym razem będę żałować zbliżając się do dna. Wydaje mi się, że będzie też dobrym drobiazgiem, który można podarować komuś bliskiemu (zwłaszcza dziewczynce, dla której może się on stać klejnotem). Od kilku tygodni dostępny jest w sklepie internetowym <klik>, jednak od dziś powinien być dostępny także stacjonarnie. Ale w której z nas nie tkwi coś z małej dziewczynki? Myślicie już o prezentach świątecznych?

22:37

Yankee Candle, Vanilla Chai

Yankee Candle, Vanilla Chai
   Zmarznięta wbiegam do domu. Zdejmuję płaszcz, torebkę rzucam na krzesło. Chcę się rozgrzać, otulić ciepłem. Mam już dość kawy, gorzkiej kawy. Postanawiam więc zrobić herbatę. Gorącą, korzenną, przepełnioną słodyczą. W pośpiechu wyciągam z szuflady mały garnuszek. Wsypuję brązowy cukier. Nie mam czasu by sięgnąć po łyżkę, sypię więc prosto ze szklanego pojemnika. Dorzucam przyprawy-w zasadzie nie patrzę jakie- cynamon, goździki, cukier waniliowy. Gdy cukier się karmelizuje, idę "na chwilę" do pokoju, aby włączyć komputer. Przysiadam niby tylko na chwilkę, ale otchłań internetu wciąga mnie na dłużej. Dobiega do mnie zapach przypalonego cukru. Biegnę więc do kuchni i próbuję ratować moją herbatę. Dolewam wodę, wrzucam herbatę. Chwilę zostawiam. Próbuję- ależ to słodkie! Smakuje tak jak pachnie- trochę przypalonym cukrem i przyprawami. Herbatę też czuć. Dodałam drobinę mleka, jednak nie poprawiło to wrażenia, iż całość trochę przypaliłam.


   Jakościowo nie mam mu nic do zarzucenia. Jest on ogromnie intensywny i trwały. Wosk bardzo szybko wypełnia zapachem duże przestrzenie. Ciężko go wywietrzyć. Jest słodki, przyprawowy z nutą herbaty, czarnej liściastej. Nie jest to mój typ. A jak wam się podoba?

źródło: yankecandle.com

23:55

Garnier, krem przeciwzmarszczkowy, gama dopasowana do wieku, Youth Radiance 25+, krem na dzień

Garnier, krem przeciwzmarszczkowy, gama dopasowana do wieku, Youth Radiance 25+, krem na dzień
   Dziś bohaterem będzie krem przeciwzmarszczkowy 25+, "ale to już było"- powiecie. No cóż, tym razem rozprawię się z jego wersją na dzień. Czy rozczarowała mnie tak samo jak wersja na noc? A może to moje odkrycie roku w dziedzinie pielęgnacji twarzy? Ciekawi? Zapraszam do lektury!


   Jeżeli chodzi o opakowanie- od wersji na nic odróżniają go szczegóły- np. inny kolor paska z opisem wersji. Niby niewiele, ale dzięki temu nie miałam problemów z odróżnieniem kremów. Jeżeli zaś chodzi o sam krem, pierwszą różnicę widać już po odkręceniu wieczka. Kremu było więcej i gołym okiem widać, że jest to inny krem. Jego konsystencja jest mniej zbita, lżejsza.


   Doceniam jego konsystencję i zachowanie na skórze. Mogę rozprowadzić go z zamkniętymi oczami (co niejednokrotnie robię zaspana rano). Krem wchłania się natychmiast. Skóra jest błyskawicznie gotowa na przyjęcie podkładu (przeważenie mineralnego, ale ostatnio też i podkładów drogeryjnych).


  Od kremu na dzień nie oczekuję wiele. Dla mnie podstawą pielęgnacji jest dbanie o skórę podczas wieczornych zabiegów. W odróżnieniu od wersji kremu na noc, z tego kremu jestem zadowolona- ładnie się wchłania, trzyma nawilżenie, makijaż na nim można wykonać prawie od razu po rozprowadzeniu go (a rano każda minuta jest na wagę złota). Po zmianie kremu na noc i dalszym stosowaniu tego kremu moja skóra wróciła do formy. Samego działania, chociaż napinającego, nie zauważyłam. Co nie zmienia faktu, że uważam ten krem za przyjemny kosmetyk, skończę go, ale raczej do niego nie wrócę.


   Jakie jest wasze podejście do porannej pielęgnacji? Miałyście ten krem przeciwzmarszczkowy?

00:20

Loreal, Elseve, Eliksir odżywczy do włosów

Loreal, Elseve, Eliksir odżywczy do włosów
   Włosy są ozdobą. O ile są zadbane i lśniące. Niestety, często pielęgnacja włosów nie jest wystarczająca by wydobyć z nich blask. Czy trzeba wtedy tracić nadzieję? Może warto sięgnąć po środki, które wydobędą z naszych włosów to co najlepsze? Niejednokrotnie sama marzyłam o tym, aby moje włosy miały o wiele większy blask- sięgałam po nabłyszczające kosmetyki do włosów, jedwabie. Za każdym razem, po kilku zastosowaniach odstawiałam preparat- szkoda mi było włosów lub nie byłam zadowolona z jego działania. Gdy na blogach zaczęły się pojawiać pieśni pochwalne ku czci olejku od L'oreal- zapragnęłam przetestować go także na sobie. Z jakim skutkiem? Czy był to kolejny kosmetyk, który po kilku użyciach poszedł w odstawkę?


   Tradycyjnie swój opis zacznę od opakowania. Jest ono bardzo ładne. Grube, bursztynowe szkło wygląda ładnie. Dość drogo. Jest ono szklane, co potęguje jego urodę, jednak za każdym razem wzbudza we mnie obawy, czy wypadając mi z rąk nie potłucze się i przysporzy masę sprzątania. Na szczęście, moje wysiłki nie idą na marne (a niezdara ze mnie) i jeszcze ani razu mi nie wypadł.

   Pompka (tak, mam pewną obsesję na tym punkcie) działa niezawodnie. Ma możliwość także zablokowania wylotu, co przydaje się podczas transportu olejku. Podoba mi się, iż dozuje małą ilość. Wolę wycisnąć dwie pompki niż jedną i ją zmarnować.


   Olejek ma bardzo ciekawą konsystencję. Nie jest tłusty i to jest jego wielką zaletą. Aplikując go na włosy (czy to suche czy mokre), mam wrażenie że moje natychmiast go wchłaniają. Nigdy nie udało mi się zaaplikować go na tyle dużo, aby moje włosy wyglądały nieświeżo, co często zdarzało mi się stosując inne produkty. Chwała mu za to, bo nie ma nic gorszego niż efekt nieświeżych włosów zaraz po umyciu ich.

   Jak wpłyną na moje włosy? Po pierwszych kilku użyciach nie było zachwytów i trochę się dziwiłam jak tyle blogerek może zachwycać się tym produktem. Może nie spowodował, że moje włosy wyglądają jak z reklamy, ale z pewnością zwiększa ich blask. Do tego są one bardzo przyjemne w dotyku. Wciąż naturalne, sypkie, ale gładsze, bardziej miękkie, nie plączą się.


   Jest to jeden z lepszych produktów tego typu. Przede wszystkim dlatego, że nie obciąża i nie sprawia, że włosy wyglądają nieświeżo. Może mógłby bardziej nabłyszczać, jednakże nie wiem, czy wtedy włosy nie wyglądałyby na przetłuszczone. 

   Znacie ten produkt? Lubicie? A inne produkty Elseve? Stosujecie produkty mające spotęgować blask waszych włosów?

00:41

L'oreal, Ideal Soft, Oczyszczający płyn micelarny, skóra sucha i wrażliwa

L'oreal, Ideal Soft, Oczyszczający płyn micelarny, skóra sucha i wrażliwa
   Gdy jakiś czas temu recenzowałam na blogu mleczko do demakijażu L'oreal, większość z was pisała, że woli płyn micelarny. Skoro z mleczkiem się już rozprawiłam, to dziś napiszę co myślę o płynie micelarnym z tej samej serii. Jeżeli chcecie przypomnieć sobie mój post o mleczku- zapraszam <klik>. Czy ten płyn micelarny twarzy stała się przyjemniejsza?


   Opakowanie- w tym przypadku wygrywa micel. Wygodny kształt opakowania został utrzymany. W przypadku mleczka, wadziło mi, że nie widzę ile produktu jeszcze zostało. W przypadku micela doskonale widać ubytek, co jest dla mnie dużą zaletą.

   Zapach- o wiele przyjemniejszy niż zapach mleczka! Nie czuję w nim już alkoholu. Cytrusów też nie. Dosłownie- nie czuję nic. Producent z obietnicy wywiązał się więc wzorowo. Jeżeli chodzi o konsystencję to chyba najlepiej określa go hasło "woda". Nie jest lepki, gęsty czy tłusty. Bardzo przyjemny. Wystarczy przyłożyć wacik do wylotu butelki, lekko przechylić i przystąpić do demakijażu. Prosto. Do zdjęć przygotowałam mu trudnych przeciwników- Benetint, czarny eyeliner Maybelline, cień w kremie Yves Rocher i kredkę long-lasting Essence. Jak sobie poradził? Oto zdjęcia:

Wacik przyłożyłam i przetarłam nim dłoń. Na drugim zdjęciu po przetarciu dwa razy.

   Jest wydajny. Delikatny. Zmywał makijaż bez pieczenia. Miałam wrażenie, że to faktycznie pielęgnacja twarzy, a nie podrażnianie, drapanie czy inny koszmar. Jednak nie zawsze sobie radził z domyciem tuszu do końca (tu skuteczniejsze było mleczko, jednak porównując go z innymi preparatami i tak oceniam go bardzo dobrze. Jest nie tyle delikatny, że nie raz przecierałam nim także czystą twarz w celu odświeżenia. Jego zaletą jest, że nie czuć go na twarzy. Nie pozostawia  żadnej warstwy na skórze, więc sięganie po żel do mycia twarzy jest już zbędne. Także od razu mogę nakładać krem na noc lub serum co mnie bardzo cieszy.


   Podsumowując, ten micel do cery suchej i wrażliwej bardziej mi służy. Rozważam sięgnięcie po żel- krem oczyszczający lub peeling do twarzy (z serii rozświetlającej). Miałyście któryś z tych produktów?

21:46

Garnier, krem przeciwzmarszczkowy, gama dopasowana do wieku, Youth Radiance 25+, krem na noc

Garnier, krem przeciwzmarszczkowy, gama dopasowana do wieku, Youth Radiance 25+, krem na noc
   Pielęgnacja ma dla mnie duże znaczenie. Moja sucha skóra jest wymagająca. Nie lubię kiedy po skórze mojej twarzy widać przemęczenie.  Krem do twarzy ma ogromne znaczenie. Zwłaszcza ten na noc. Demakijaż i porcja kremu przed snem to podstawa, taka sama jak umycie zębów. Nawet gdy jestem bardzo zmęczona pamiętam, aby chociaż niedokładnie, ale jednak, nałożyć porcję kremu. Dziś rozprawię się z kolejnym produktem Garnier, tym razem będzie to krem przeciwzmarszczkowym 25+. Czy spełnił on moje oczekiwania?


   Lubię kosmetyki solidnie zapakowane. Nie musi być to opakowanie pancerne, ale gwarantujące mi to, że nikt nie grzebał w moim kremie. Tu otrzymujemy krem zapakowany w zafoliowany kartonik. Kartonik jest zbędny, ale folia mile widziana. Na opakowaniu widnieje obietnica wygładzenia pierwszych zmarszczek, ujednolicenia i nawilżenia. Widnieje też popularne ostatnio hasło "komórki macierzyste" i moja ukochana kofeina. O spełnieniu (lub nie) obietnic piszę w dalszej części tekstu. Wracając do opakowania, w kartoniku znajdujemy plastikowy (i dobrze, nie stłucze się) słoiczek. Ma ciekawy kształt i mdły kolor, ale to kwestia gustu.


   Po odkręceniu widzimy gęsty krem. Dobrze się nabiera, jednak aby rozprowadzić do na całej twarzy, muszę kilkukrotnie go dokładać. Do wchłonięcia się potrzebuje ok. 5 minut. Po czym na twarzy zostaje kaszmirowa w dotyku warstewka. Krem rano wymaga zmycia. I doskonale wtedy czuć, że zmywa się krem z twarzy.


   A jak z działaniem? Po ponad miesiącu codziennego stosowania muszę go odstawić. Moja skóra owszem, jest ujednolicona, nie jest przesuszona, jednak pojawiły się na niej rozszerzone pory. Wygląda smutno, źle, na zmęczoną. Taki efekt mnie nie zadowala.

   Na koniec wspomnę jeszcze o zapachu- jest on ładny. Przypomina mi odrobinę zapach kwiaciarni. Nie jest on mocny, ale jednak go czuć nie tylko podczas aplikacji. Mi się bardzo podoba.

   Sięgacie po kremy przeciwzmarszczkowe?
Copyright © 2016 wszystko co mnie zachwyca , Blogger