Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bronzer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bronzer. Pokaż wszystkie posty

11:17

Benefit Hoola, Contour Stick, Brązujący kremowo-pudrowy sztyft do konturowania

Benefit Hoola, Contour Stick, Brązujący kremowo-pudrowy sztyft do konturowania
Szybko przejrzałam archiwum bloga i dostrzegałam, że jeszcze żadnego postu nie poświęciłam marce Benefit. Zaskoczyło to mnie samą, ponieważ używałam wielu ich produktów. Może jest to spowodowane tym, że jeszcze żadnego z ich produktów nie kupiłam ponownie? A może dlatego, że nie zachwyciły mnie aż tak bardzo by występować na łamach bloga 'wszystko co mnie zachwyca', bo przecież nazwa powinna zobowiązywać? Jest jednak taki jeden produkt, który chętnie dziś opiszę. Kosmetyk, który użyłam tylko dlatego, że dostałam jako gratis do zakupów, a bardzo mi się spodobał. Hoola Contour Stick. Brązujący kremowo-pudrowy sztyft.



Mam prasowaną wersję Hooli, dość lubię, ale nie zastąpiła mi ulubionej Bahama Mamy The Balm. Jeżeli zaś chodzi o produkty w kremie, jedynie Becca mnie do siebie przekonała, a reszta raczej nie miała ze mną zbyt ciepłych relacji. Ale skoro miałam to użyłam. I tu było moje pierwsze zaskoczenie. Dzięki temu, że produkt mam w wersji miniaturowej idealne spisywał się do modelowania twarzy. Kilka ruchów sztyftem po twarzy, szybkie roztarcie palcami i gotowe. Twarz wymodelowana. Wyglądam ładniej, a nikt nie widzi granic. Cudownie!



Aczkolwiek nie może być tak pięknie, od samego początku czułam, że produkt mółby być ciemniejszy. A po powrocie z urlopu całkowicie musiałam z niego zrezygnować, bo nie był na mnnie widoczny. Powiem zaś szczerze, że dla osób o jasnej karnacji polecam, a gdyby Benefit wypuścił wersję ciemniejszą- kupiłabym. Za naturalny wygląd i wygodę stosowania. Bo rano każa minuta jest cenna.



Lubisz kosmetyki marki Benefit?

11:00

NARS Orgasm & NARS Laguna

NARS Orgasm & NARS Laguna
NARS od lat rozgrzewa. Chyba każdy kto czasem wędruje w kosmetyczne strony internetu słyszał o Orgasmie i Lagunie. Przez lata byłam oporna, a kilka miesięcy temu kilka ich produktów wróciło z Sephory ze mną do domu. Dziś na łamach bloga rozprawię się z ikonami- różem Orgasm i bronzerem Laguna.



Oprócz legendy do marki przywiodło mnie opakowanie- małe i praktycznie poprzez posiądanie uniwersalnego błyszczącego różu i bronzera. Całość oprawiona w typowe dla marki czarne, lekko gumowe opakowanie. Same produkty są malutkie.



Z racji tego, że produkty są twarde, nie każdy pędzel daje sobie z nimi radę. Może przy jaśniejszej karnacji jest to porządany efekt, ale ja muszę się dość mocno postarać by tymi dwoma kosmetykami uzyskać ładne konturowanie. Zwłaszcza gdy chodzi o część brązującą.



Same kolory są ładne. Zwłaszcza orgasmu- piękny brzoskwiniowo-różowy odcień ze złotymi drobinkami. Wygląda naturalnie i daje efekt zdrowej cery. To lubię. Ze względu na jego rozświetlające właściwości, pomijam już rozświetlacze.



Laguna do konturowania się nadaje. Jednaże nie jest całkowicie matowa, co mi się osobiście podoba, ponieważ dzięki temu wygląda moim zdaniem naturalniej i zdrowiej. Nie tworzy plam. Ma ładny kolor. Jednakże dla mnie odrobinę zbyt jasny.


Szczerze mówiąc liczyłam, iż zestaw ten zastąpi mi produkty The Balm- Bahama Mama i Hot Mama. No cóż, nie udało się. Jest to z pewnością zestaw dobry, jednak mi osobiście bardziej pasują kosmetyki The Blam, które są moim numerem jeden w tej dziedzinie. Przykro mi NARS, powtórki (raczej) nie będzie!

00:01

The Balm, Bahama Mama

The Balm, Bahama Mama
   Długo szukałam bronzera idealnego. Niby produktów jest wiele, ale zawsze coś było nie tak. Gdy pasował mi kolor, jakoś nie była zadowalająca. Gdy jakość była dobra, kolor nie był do końca odpowiedni. Albo zawierał drobinki. Gdy znalazłam fajny produkt, jego aplikacja nie była błyskawiczna. Zrezygnowana wstąpiłam do salonu MAC i kupiłam chwalony róż w kolorze Harmony, o którym pisałam w tym poście <klik>. Byłam z niego bardzo zadowolona. Po 3 miesiącach kupiłam jednak Bahama Mamę i tak narodziła się nowa miłość. I o tej miłości chciałabym napisać dziś kilka słów.


   To była miłość od pierwszego wejrzenia- kartonowe pudełeczko, obleczone papierową obwolutą z wesołym nadrukiem trafia w moje poczucie estetyki. Żółty kolor, plaża i mulatka przywodzą na myśl wakacje spędzone w uroczym miejscu nad brzegiem morza lub oceanu. Wprawia mnie to w dobry nastrój. Jego minusem jest to, że wnętrze lubi się brudzić, ale zawsze można to zetrzeć chusteczką. Jednak po ponad 18 miesiącach używania wiem, że nie da się go do końca doczyścić. Opakowanie jest solidne, przetrwało ze mną wiele podróży i ciągle wygląda dobrze (nie licząc przybrudzeń wewnątrz), a puder nie został uszkodzony. Zawiera też lusterko, które nie jest praktyczne.


   Puder jest matowy. Matowy nie tylko w sensie braku drobinek, ale i wykończenia. Nadaje się więc świetnie do sprawiania iluzji, że twarz w niektórych miejscach jest szczuplejsza. Jest to przy okazji ładny odcień brązu- nie ma nic wspólnego z czerwienią, szarością czy pomarańczowymi tonami. Kolor jest na tyle uniwersalny, że pasuje mi przez cały rok. Świetnie współgra z podkładem mineralnym, podkładami w musie, kremami BB czy kremami tonującymi. Nigdy mnie nie zawiódł. Jest świetnie napigmentowany, a sam efekt można stopniować.

Bardzo obwicie nałożony za pomocą palca.
   Jego trwałość też jest doskonała- u mnie do zmycia. A do tego ta wydajność- kupiłam go półtora roku temu, sięgam praktycznie codziennie (czasem sięgam po Harmony lub jakieś nowe w mojej kosmetyczce produkty), a i tak nie widzę jeszcze dna. Ma doskonałą konsystencję i cudownie się nabiera na pędzel i rozprowadza po twarzy. Do tego, nie podkreśla suchych partii skóry czy gorszego jej stanu (nie mam na myśli wyprysków, bo ich na policzkach nie miewam, ale np. kaszkę).


   Śmiało mogę stwierdzić, że to jeden z moich ulubieńców kosmetycznych. Ideał. Jeżeli jeszcze go nie macie, naprawcie ten błąd. A jaki jest wasz ulubiony produkt tego typu?

12:58

MAC, powder blush, Harmony

MAC, powder blush, Harmony
Idealnego bronzera szukałam miesiącami. Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale wciąż wiedziałam, że to nie to. Albo trzeba było ostrożnie je nakładać, by nie wyglądać jak brudna, albo kolor nie do końca był odpowiedni. Na pomoc przyszedł mi doktor google. Bezapelacyjnie ogłosił, iż muszę się udać do MACa i zakupić róż w kolorze Harmony, co też grzecznie uczyniłam.
Mimo, iż jest to róż, używam go zamiast bronzera do modelowania twarzy. Nadale się do tego idealnie, ponieważ:


- kolor- można go stopniować, wiec sądzę, iż nadania się zarówno dla bladolicych jak i tych ciemniejszych, jak ja lub jeszcze bardziej. Idealnie symuluje on cień na twarzy, przez co udaje mi się stworzyć złudzenie widocznych kości policzkowych. Produkt nie zawiera ani jednej drobinki. Jak przystało na dobry bronzer, trudno w nim dostrzec chociażby odrobinę tak niepożądanego pomarańczowego odcienia. 


- aplikacja- jest dość twardy, ale nie jak kamień. Dobrze nabiera się na pędzel i nie osypuje. 
- trwałość: u mnie do zmycia, bez zmiany koloru
- wydajność- zanim kupiłam bahama mamę używałam go codziennie przez ponad 3 miesiące, ubytku praktycznie nie było; wydajność taka jak innych róży MAC czyli doskonała
Jeżeli poszukujecie bronzera idealnego, polecam z czystym sumieniem. To jeden z dwóch moich ulubieńców, zaraz po Bahama mamie The Balm. 


P.S. Na swatchach jest go nałożonego dużo i był on nakładany palcem, nakładany pędzlem jest o wiele jaśniejszy.

Copyright © 2016 wszystko co mnie zachwyca , Blogger