Nie lubię zimnych poranków. W zasadzie wieczorów też nie. Opuszczenie ciepłego łóżka i pójście pod prysznic staje się wyzwaniem. Każdego poranka liczę, że jak w reklamie, użyję żelu i przeniosę się w jakieś magiczne miejsce.Obietnica tropikalnego raju wydaje się wtedy jeszcze bardziej kusząca. Czy seria Retropical daje mi namiastkę takiej podróży?
Zerkam na etykietę żelu pod prysznic- kolorowe ptaki, zieleń, egzotyczne rośliny. Kusząco. Odkręcam wodę, biorę cieplejszy niż zazwyczaj prysznic. Czekam aż stanie się cud jak w reklamie, aż moja łazienka zacznie się zamieniać w tropikalny raj. Czekam i nic. Może robi się trochę słodko, trochę perfumeryjnie, ale nie zachwycająco. Kończę mycie, wycieram się staranie i dalej marzę. Ubieram puchaty szlafrok i ratuję się sięgając po wodę toaletową z tej samej serii. Liczę, że może ona spełni moje marzenie. Tak się nadal nie dzieje. Nie jestem w raju. Nie otaczają mnie tropikalne rośliny, a ja nie leżę na złocistym piasku. Czuję odrobina dobrze wysuszonej, kandyzowanej skórki pomarańczowej, lekkaą słodycz, delikatne kwiaty i kokos. Wbrew pozorom nie jest słodko, a trochę alkoholowo.Mimo iż spodziewałam się po nazwie i opakowaniu czegoś innego- polubiłam ten zapach. Sama nie wiem dlaczego. Może z powodu jego uniwersalności? Moim zdaniem, pasuje zarówno do letniej sukienki, grubego swetra jak i eleganckiej garsonki. Jest to jeden z zapachów, które nie zabierają całej uwagi, ale nie stwierdziłabym, że jest nijaki. Trwałość, niestety, nie jest zachwycająca- zaledwie kilka godzin (2-3). Później konieczna jest ponowna aplikacja.
Podoba mi się flakon. Nie ma zbędnych zdobień, jednak wyróżnia się kształtem i kolorem. Ostatnio chciałam dokupić do niego kolejny żel. Niestety, w sklepie stacjonarnym była tylko woda toaletowa. Aczkolwiek oba produkty są jeszcze dostępne w sklepie internetowym <kilk>.