O balsamach Figs&Rogue słyszałam wiele. Nina Dobrev, Emma Watson i wiele, wiele innych pięknych kobiet w wywiadach podawało te produkty jako swoje ulubione. Moją chęć potęgował fakt, że nie są one dostępne na wyciągnięcie ręki (no ostatnio już jest lepiej, bo w Polsce są dostępne w sklepach internetowych) oraz to, że są w 100% organiczne. Gdy Lili likwidowała swój sklepik, kupiłam 3 sztuki. Dziś będzie o pierwszym z nich, największym- balsamie, który łączy w sobie aloes i miętę.
Lubię puszeczki. Duże, małe, okrągłe, kwadratowe. Lubię rzeczy ładne. Z pewnością opakowanie wpisuje się w moje upodobania. Dwa odcienie zieleni, biel, odrobina czerwieni i czerni. Prosto, ale też ładnie. Wypukłe litery z nazwą producenta. Jeden minus- zamknięcie. Za pierwszym razem myślałam, że pójdę po większy sprzęt, bo żadnym sposobem nie mogłam dostać się do środa, ale z pomocą przyszła mi pomocna, męska dłoń. Niestety pudełeczko już się dobrze na powrót nie zatrzaskuje. Zakrętka trzyma się dobrze, ale czułabym się bezpieczniej, gdyby może były jakieś zabezpieczenia przed otwarciem.
Po otwarciu zastał mnie widok białej mazi z lekką skórką na wierzchu. Naturalny produkt. Nie zraziło mnie to. Zapach do najprzyjemniejszych też nie należy. Wolałabym, aby był bardziej miętowy. No ale to nie perfumy. Przywykłam do zapachów naturalnych produktów, więc mnie to nie zraziło. Aczkolwiek nie nazwałabym tego zapachu ładnym.
Masełko ma konsystencję zależną od temperatury otoczenia. Jednakże gdy jest twarde, szybko pod dotykiem paluszka się rozpuszcza. Jest też wydajne.
Produkt ten najczęściej jest polecany do ust, ale producent zaleca aplikację produktu także na twarz, ręce i jako balsam do ciała. Co do ostatniego, to no cóż, tylko na wybrane partie, bo najzwyczajniej szkoda by było zużyć ten balsamik raz dwa. Na twarz też doraźnie, po jest trochę zbyt tłusty. Ale! Ale to jest doskonały produkt do zabezpieczania nosa, obszaru twarzy między nim a ustami i samych ust podczas przeziębienia. Gdy w czasie przeziębienia przypomniałam sobie o tej małej puszeczce szybko się nią wysmarowałam. Ależ to byłą ulga! Czułam się ukojona, usta na powrót stały się miękkie i nawilżone. Przestałam odczuwać spękania! Także kolejne przykładanie chusteczek nie było mi straszne, bo miałam barierę ochronną, która dość długo się utrzymywała. Takich efektów nie zauważałam stosując produkt w zwykłe dni. Z pewnością do Blisstexu i Carmexu mu daleko. Jednak w czasie choroby największą ulgę przynosiło mi stosowanie właśnie tego masełka. Dopiero teraz je doceniłam.
Zazwyczaj produkt ten używałam jako krem do skórek. I tu z jego działania byłam zadowolona. gdybym ja jeszcze robiła to regularnie to miałabym piękne skórki!
Dopiero teraz doceniłam jego działanie. Może nie jest to ideał do codziennego używania, ale jako niezbędnik w damskiej kosmetyczce powinien znaleźć swoje miejsce.
Też mnie kuszą te balsamy, a zwłaszcza ten z geranium bo uwielbiam zapach tej roślinki:-)
OdpowiedzUsuńjeju, a ja nie cierpię tego smrodu:(
UsuńTo fakt, mają specyficzny zapach :)
Usuńja go lubię używać na noc, na zmianę z balsamem Bobbi Brown :)
OdpowiedzUsuńA cóż to za balsam Bobbi?
UsuńMiałam różany i u mnie się nie sprawdził:(
OdpowiedzUsuńTo u Ciebie wywołał alergię, prawda?
UsuńTak, u mnie :(
UsuńSzkoda, bo miałam nadzieję, że sprawdzi się tak jak u wszystkich.
Szkoda, ze z takim skutkiem. Ale jest wiele fajnych kosmetyków, miałaś może Blisstex?
UsuńCzytałam o tych balsamach tyle rozbieżnych opinii, że nie mam odwagi sięgać po niego. Podejrzewam, że znajdzie nowy dom. Trafił do mnie jako część zawartości GB i odłożyłam na później. Mam wymagającą skórę ust i boję się pielęgnacyjnej wpadki z jego udziałem.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu używam balsamu i pomadki Nuxe, które zawojowały mnie na całego :)
Widziałam widziałam :)
UsuńJa lubię samodzielnie się przekonać czy mi coś pasuje czy nie
nie używałam jeszcze
OdpowiedzUsuńżycie & podróże
gotowanie
Ja jednak wolę w sztyfcie.
OdpowiedzUsuńSztyfty są fajne do szybkiego użycia poza domem.
UsuńNie wiedziałam, że tyle gwiazd poleca te balsamy. Wydawało mi się raczej, że Carmex jest ulubioną pomadką gwiazd:)
OdpowiedzUsuńPewnie w zależności od tego kto komu płaci :P
UsuńBardzo lubię Figs&Rouge, ja obecnie stosuję wersję Sweet Geranium. Pierwsze użycia bez rewelacji, ale zauważyłam, że gdy stosuję go codziennie, reagularnie, w ogóle nie pojawia się taki problem, jak spierzchnięte usta :) Czyli nie daje takiego natychmiastowego efektu jak Carmex, ale za to działa głębiej, a nie tylko przykrywa wszystko parafiną ;) Zapach nietypowy, ale można się przyzwyczaić, nawet go polubiłam.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie do tego produktu potrzeba podejścia. Moje pierwsze testy też nie były najlepsze
UsuńNie znam tej firmy ale ostatni nabytek - Masełka Nivea sprawił, że raczej nie poluję na nowe słodkie puszeczki z balsamami ;)
OdpowiedzUsuńPolowanie na nie mam w planach :)
UsuńGdy jestem przeziębiona też zawsze zabezpieczam okolice nosa. Dotychczas w tym celu stosowałam tłuste masła L`Occitane, ale chętnie wypróbuję też Figs%Rouge, tym bardziej, że w domu mogłabym korzystać z pędzelka i aplikować go na usta. Jakoś nie potrafię się przekonać do nakładania balsamu palcem, nawet gdy wcześniej umyję dłonie.
OdpowiedzUsuńLubię malować usta pędzelkiem, jednak do tego masełka najbardziej pasuje mi palec
Usuńod dawna mam ochotę spróbować któryś z tych balsamów.
OdpowiedzUsuńZapewne gdyby można było je kupić u nas stacjonarnie byłoby to łatwiejsze
UsuńJa niby wrażliwa nie jestem, ale trochę mnie przeraziła ta pamiętna historia Idalii :) Teraz mając dostęp do masełek Nivea te jakoś mnie już nie kuszą!
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi się design tych balsamów
OdpowiedzUsuń