O pierwszej części zestawu pisałam już jakiś czas temu. Dziś będzie o maseczce, bo na jej przetestowanie potrzebowałam o wiele więcej czasu. A maseczki do twarzy to coś co bardzo lubię. Przez ostatnich kilka lat byłam uzależniona od czystych glinek. Ale ileż to można bawić się z błockiem? Maseczka Revitacell była miłym urozmaiceniem. Jednak czy był to tylko miły gadżet, a może i dobry kosmetyk?
O opakowaniu pisałam już podczas recenzji peelingu z zestawu
<klik>. Opakowanie różni się zawartością, cyferką oraz oczywiście opisem. Opakowanie dobrze się sprawdza przy tej konsystencji produktu. A konsystencję ma lekkiego kremu. Bardzo przyjemnie rozprowadza się po skórze, szybko wchłania (nigdy mi się nie zdarzyło, aby skóra nie wchłonęła jej do końca). Po rozprowadzeniu twarz jest gładka i zgodnie z obietnicą producenta rozświetlona. Ale dlaczego rozświetlają ją drobiny? To chyba nie o to chodzi w maseczkach? Nie jest to może efekt kuli dyskotekowej czy brokatowego rozświetlacza, ale nie takiego rozświetlenia spodziewałam się po maseczce. Swoją drogą, lubię po nią sięgać przed makijażem, bo oprócz delikatnego rozświetlenia skóry powoduje, że staje się ona taka przyjemna w dotyku i gładka.
|
Przed roztarciem. |
Samą maskę stosowałam na wiele sposobów- rano, wieczorem, bardzo grubą i mniej grubą warstwą. Nie widząc efektów większych niż powyżej opisane, zaczęłam stosować ją jako krem na noc. W tej roli nie radziła sobie, moja skóra rano wręcz wołała o krem do twarzy, pojawiły się przesuszone partie skóry zaledwie po kilku takich próbach.
|
Po wchłonięciu się maski. Można dojrzeć drobinki. |
Nie mogę jej odmówić wydajności. Myślałam, ze ta mała tubka i lekka konsystencja spowodują, że wystarczy mi na kilka użyć,a tymczasem ona nie chce się skończyć. Szkoda tylko, że nie widzę wpływu komórek macierzystych na moją skórę. Liczyłam na rewolucję, a mam lekki krem dodający doraźnie blasku.
Lubicie kremy dodające waszej skórze blasku?
Trochę słabo :(
OdpowiedzUsuńNie tego się spodziewałam...
Usuńszkoda, że kiepsko widać efekty :/ Ja uwielbiam, kiedy moja twarz ma taki zdrowy blask :)
OdpowiedzUsuńTeż nie mam nic przeciwko zdrowemu plasku, a i od rozświetlaczy nie stronię.
UsuńTrudno oddać wiernie na zdjęciu takie drobinki, ale wiadomo o co chodzi. ja za takim efektem nie przepadam. Lubię jak "efekt rozświetlenia" wygląda naturalnie i nie za mocno.
OdpowiedzUsuńTu on jest bardzo subtelny, ale oczekiwałam, że jak to maseczka, będzie wpływała na cerę, a nie drobinkami, które przecież są na twarzy tylko do zmycia.
UsuńNo szału widzę nie ma, dziwne, że w masce efekt rozświetlający dają błyszczące drobinki. Z czymś takim się jeszcze nie spotkałam.
OdpowiedzUsuńTo też był mój pierwszy raz, więcej takich maseczek nie pamiętam.
Usuńja tam się sama z siebie świecę, więc idę w kierunku matujących...
OdpowiedzUsuńTa marka jest mi kompletnie obca, ale widzę, że przewija się na blogach. Fajnie, że sprawdza się też w roli kremu :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie Bello napisałam, że u mnie się nie sprawdził w tej roli... Suche placki to jednak nie jest to czego oczekuję ;)
UsuńJa lubie z drobinkami, ale generalnie maska powinna działać nawilzająco, widac,że skoro skóra wołała pic to nie jest dla Ciebie wystarczająca, a może wez serum pod to?:)Czasem tak robię by zwiększyc działanie maski:P
OdpowiedzUsuńWiesz, jako maska przed wyjściem spisuje się fajnie. Często robiłam tak, ze z czymś go później łączyłam, ale akurat w tym poście chodziło mi, aby ocenić go samodzielnie. Ja często maski mieszam z olejami lub zaraz po ich zmyciu aplikuję olej zmieszany z kwasem hialuronowym, moja skóra to bardzo lubi. :)
Usuń