00:50

Co nowego?

   Grudzień był dla mnie cudownym miesiącem, szalonym lecz cudownym. Miłą odmianą od rutyny okazały się wyjazdy- prywatne jak i ten służbowy. Spotkałam na swojej drodze wielu cudownych ludzi, odwiedziłam wiele pięknych miejsc. O Londynie już wam pisałam, na szybko, może trochę niewyraźnie, ale mimo tego, iż tablet nie jest najlepszym urządzeniem do pisania bloga musiałam z podzielić się z Wami moimi wrażeniami. Jesteście ciekawi Luksemburga i mojego rodzinnego miasta nocą?



   Ale nie samym zwiedzaniem człowiek żyje. Wyjazdy są także doskonałą możliwością do zrobienia zakupów. Zwłaszcza kosmetycznych. Byłam także grzeczną dziewczynką w ubiegłym roku, więc i pod choinką znalazłam kilka kosmetycznych skarbów.


   Sklepem, którego najbardziej mi brakuje w Krakowie jest Lush. Korzystając z okazji popełniłam duże zakupy będąc w Londynie, by później dokupić jeszcze wiele w luksemburskim sklepie. Cóż, zapas mydeł mam chyba na wiele miesięcy! Mydła mydłami, ale obecnie jestem zachwycona dezodorantami. Po bardzo pozytywnych pierwszych testach Aromaco (piękne wydanie paczuli) dokupiłam także Teo, którego zapach jest bardziej świeży i cytrusowy. Do swej wanny zapragnęłam zaprosić także uroczego misia oraz robota. A co! Takie towarzystwo zawsze mile widziane. Moją kolekcję mydeł powiększyłam o: yog nog (słodki, relaksujący zapach na zimowe wieczory), ice blue (który uprzyjemni mi ciepłe dni), rock star (czyli odpowiednik snow fairy, z którym mam wiele dobrych wspomnień), figs and leaves (land-lang i wyciąg z kwiatów pomarańczy- czyli coś co uwielbiam) a także Parsley, który skusił mnie swoim składem i działaniem. Oczywiście nie mogę zapomnieć o galarecie do mycia, czyli Plum Plum. Do mycia rąk kupiłam dwa mydła Scottish Fine Soaps- o zapachu grzanego mydła i świątecznego wydania jabłek. Wracając do Lush'a  Mikołaj dostarczył mi Dream Cream (którego działanie już zdążyło mnie zachwycić- zwłaszcza gdy mowa o suchych dłoniach i ustach) oraz dawnego ulubieńca, czyli Wiccy Magic ( ma tak mocny zapach, że muszę go trzymać w pralni, oprócz działania rozgrzewającego i kojącego ból świetnie spisuje się także w roli odświeżacza powietrza ;) ). I na tym lista się nie kończy- zapas szamponów też mam roczny, skusiłam się na szampon z henną, czyli Copperhead, oszałamiający zapachem (i nie tylko!) Brazilliant oraz Jason And The Argan Oil. Jak gratis dostałam dużą próbkę maski Cupcake (4 użycia już za mną, jeszcze jakieś 3 użycia przede mną). 

   Będąc przy pielęgnacji, skusiłam się na kosmetyki firmy Bioderma. Przytargałam do domu dwie duże butle owianego dobrą sławą micela, krem pod oczy oraz krem Hydrabio Bio Richie (wszystko mówi o tym, że będzie to mój ulubiony krem!). Oprócz tego do moich zapasów trafił krem Dermika Meritum. Bardzo się cieszę, że Blistex wszedł na nasz rynek. Niestety, ale oferta nie jest pełna, więc z Londynu przywiozłam najlepszy środek na opryszczkę- Releif cream tej właśnie firmy. Czyni cuda! 

   Ale nie samą pielęgnacją człowiek żyje. Wraz z zakupem gazety Red (same reklamy!) wzbogaciłam się o błyszczyk Rodial, który nie tylko powiększa usta, ale także je regeneruje.Swoją kolekcję o 3 lakiery firmy Nails Inc- doskonała pamiątka, zwłaszcza, ze ich nazwy związane są z miejscami w Londynie. A że lakiery trzeba też czymś zmywać- tym razem postawiłam na czkoladowy zmywacz firmy Ciate

   Gdyby tego było mało, wpierw zakupiłam podkład w sztyfcie FIT od Maybelline- pomyślałam, że jego forma nada się doskonale podczas podróży, których jak wspominałam we wstępie, miałam przed sobą całkiem sporo. Jednakże pragnąc także czegoś co zamaskuje mój brak snu, postanowiłam spróbować podkładu rozświetlającego do Max Factor- Skin Lumnizer


O pędzlach Real Techniques jest głośno w sieci od dłuższego czasu. Dzielnie się opierałam widząc je w Tk Maxx, podobnie jak w drogeriach w Anglii. Jednak gdy zaszłam tylko po zmywacz do paznokci do drogerii w Luksemburgu w moje oczy wpadł on- malutki pędzelek, który świetnie się sprawdza przy konturowaniu. Musiałam go zabrać ze sobą. Od tej pory towarzyszy mi codziennie. Kolejny pędzlem był pędzel do oczu Sephora oraz grzebyk tej samej firmy (Eco Tools po latach rozpadł się). Zakupem kosmetycznym, który uważam za chyba najbardziej udany w ubiegłym roku był uroczy domek skrywający w sobie róże firmy Benefit. Pierwszy raz zaświeciły mi się do niego oczy widząc zapowiedź w internecie. Jednakże szybko zostałam sprowadzona na ziemie wiadomością, iż w Polsce nie będzie dostępny. Skutecznie wymazałam go w pamięci. Błąkając się ulicami Londynu, o zgrozo!, przypomniał mi się. Zaszłam do jednej drogerii, drugiej- wykupiony w całym mieście, zawitałam więc do sklepu firmowego, już witałam się z gąską, gdy personel sklepu szybko wydał instrukcje schowania testera, bo i tak go nie można kupić. Chyba zbyt mocno cieszyłam się na jego widok... Jednak tak łatwo się nie poddałam. Przechodząc Liverpool Station okazało się, że jest otwarcie drogerii, szybko wykonałam kilka kroków w bok i trafiłam! Złapałam metalowe pudełeczko okryte dodatkowym papierowym ubrankiem i radośnie pobiegłam do kasy. Był mój! 

Na uroki Urban Decay byłam odporna. Miałam kiedyś ich bazę i chociaż była dobra, nie przywiązała mnie do marki. Wszystko zmieniło się, gdy ujrzałam ją- paletę Naked On the Run. A że trafiła mi się okazja, postanowiłam mianować ją oficjalną pamiątką z Luksemburga. Chociaż romans nasz był krótki, nasza Sephora oraz jej wyprzedaż minus 30% sprawiła niż ostatniego dnia ubiegłego roku stałam się szczęśliwą posiadaczką palety Naked 2 i Naked Basics 2. Sephora skusiła mnie także czerwoną kredką do ust oraz otulającym zestawem Pat&Rub. Ależ on pachnie!

Wpis zakończę zapachowo. Skusiłam się na trzy buteleczki- owocowy Loewe- I Loewe me, pachnący świeżym praniem Chloe Love, Chloe Eau Florale oraz cytrusowo-intrygującym Givenchy Ange ou Demon Le Secret Edition Croisiere. Oczywiście w zestawieniu nie mogło także zabraknąć świec. Między jednym a drugim wyjazdem udało mi się w ostatnich minutach trafić na miodową i kupić dwie świece z nowej kolekcji Shea Butter oraz Cassis. Z miłości do świec trafiła do mnie też illuma ze słoikiem i serduszkiem. Ekipie Zapachu Domu dziękuje i przepraszam za przetrzymanie w sklepach po godzinach. Dziękuję, że rozumiecie moje uzależnienie! 

Czy ktoś przeczytał cały post? Chyba brakowało mi pisania... Mam nadzieję, że w 2015 roku będę częściej tutaj gościć. Wiem, to ogromny post- zarówno jeżeli chodzi o długość jak i o ilość nowych produktów. Teraz mam nadzieję, że już nic więcej nie będzie mnie kusić. A was co skusiło? A może coś wciąż kusi?

33 komentarze:

  1. Mnie kusiła Naked Basic 2. Podobnie jak połowę Warszawy, bo niestety zaraz po rozpoczęciu promocji w Sephorze w ostatnich dniach grudnia paleta była wyprzedana :( Udało mi się ją jednak złapać, bo ktoś inny się rozmyślił i nie przyjechał po odłożoną paletę. Powiem szczerze, że przy pierwszej aplikacji mnie nie zachwyciła, ale gdy wykończyłam makijaż i założyłam okulary oniemiałam. Bo makijaż wyglądał niesamowicie naturalnie! Teraz jestem zakochana w Naked Basic 2 :) Tak samo jak w Naked 3 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem, naked 3 troche kusi... Ale najpierw najcięższe sie tymi golasami ;)
      Miałaś szczęście, ze udało Ci sie ja dostac, widocznie była Ci pisana ;)

      Usuń
  2. Ostatnio dostałam parę wosków od mojego chłopaka, a w tym Shea Butter. Piękny zapach! O, widzę moje perfumy z Givenchy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedz mi prosze, nie brudzi Ci ten brokat jasnych ubrań?

      Usuń
  3. ile nowości, mrau *_*

    czekam na wrażenia na temat podkładu max factor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzecznie go testuję ;)

      W sumie jest ich wiecej... Otwirzylam dzis szafkę, a tam pominięte w poście jeszcze jedna wielka kostka mydła lush..

      Usuń
  4. Mnóstwo świetnych dobroci! Udanego testowania ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę się tego uzbierało :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Illleeeee dooobroooci :) Ja mam za sobą romans z Lushem ale mniej owocny niż Twój.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany ile dobroci! ile LUSHa! a ile perfum! te givenchy mnie ciekawią:) mam czarne, chciałam kupić elixir, ale u mnie trwałość mają bardzo średnią:( więc rozważam le secret, bo nieźle się trzymają;):D ale tych nie wąchałam jeszcze:>
    naked 2 basics też upolowałam:D !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo Ty wiesz co dobre!

      Tez Givenchy nie były planowane, teoretycznie wiedziałam co chce poznać, te na tej liście nie były, ale sięgnęłam po tester i wiedziałam, ze muszę je przygarnąć..

      Usuń
  8. zazdroszczę wizyty w lushu :) w Polsce się chyba go nie doczekamy :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha! Jak miło:) Też mi się trafił wyjazd służbowy do Londynu i też wróciłam z małymi zakupami:)
    Ładne te Twoje zakupy i domyślam się, że wszystkie pięknie pachnące!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Londyn był miejscem urlopu :) co przywiozłas?

      Oj tak! Pachnące, przyznaje, ze to moje uzależnienie...

      Usuń
  10. Właśnie sobie przypomniałam o szamponach w kostce z Lush, szkoda że nie mam dostępu do tego sklepu, bo produkty były fajne zarówno pod względem użytkowania jak i efektu na włosach.
    Dołączam do obserwatorów, pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ooo Boże, nienawidzę Cię za ten wpis. :D Ile ja tutaj widzę cudeniek, o mamo, mamo! Wcale mnie tu nie było! Zamykam oczy. Nie widzę Naked i Lusha, to tylko przewidzenie.......
    :D

    OdpowiedzUsuń
  12. oooooo ile cudowności - zazdroszczę i mam nadzieję, że będą recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
  13. fajne nowości, miłego testowania życzę;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja jestem zakochana w świecach Yankee Candle...widzę, że u Ciebie również zagościły:) Te świece są cudowne, a zapach, jaki roztaczają w pomieszczeniu to sama przyjemność dla zmysłów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie goszczą od dawna szczerze mówiąc :) mam dość pokaźna kolekcje. Może by ja w końcu ujawnić?

      Usuń
  15. też odkładam na naked 2 :) to jedno z moich marzeń :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 wszystko co mnie zachwyca , Blogger